czwartek, 13 września 2018

czwartek, 6 września 2018

LAS RZUCHOWSKI

„To miejsce jest tak głęboko przepełnione przeraźliwym krzykiem oraz wołaniem o zachowanie i przetrwanie ludzkiego życia. Wołaniem o to, co najważniejsze tu, na ziemi, w życiu doczesnym (…) Pamiętajmy o wadze życia i miłości do drugiego człowieka. Nie dajmy w sobie zasiać ziarna nienawiści i duchowej pustki”. 

Takie słowa rozbrzmiały we wtorek (5.09) w lesie rzuchowskim. Wypowiedział je Burmistrz Miasta Dąbie – Tomasz Ludwicki – jeden ze współgospodarzy uroczystości upamiętniającej wszystkich zamordowanych w byłym niemieckim Obozie Zagłady Kulmhof w Chełmnie nad Nerem. Mordowano tam też mieszkańców Gostynina.

Uroczystość zgromadziła przedstawicieli władz lokalnych, reprezentantów urzędu wojewódzkiego i marszałkowskiego województwa wielkopolskiego, przedstawicieli duchowieństwa katolickiego i protestanckiego, nauczycieli i uczniów różnych typów szkół oraz okolicznych mieszkańców.

Organizacja tegorocznych uroczystości przypadła w udziale Urzędowi Gminy w Grzegorzewie i Parafii Rzymsko-Katolickiej w Chełmnie. Głównym akcentem tego wydarzenia była Msza święta celebrowana przez Biskupa Wiesława Alojzego Meringa. Wśród osób zaangażowanych w przygotowanie uroczystości był też gostyninianin – Pan Piotr Ostrowski.

Wspomniany Obóz Kulmhof w Chełmnie nad Nerem był miejscem zagłady głównie ludności żydowskiej z, utworzonego przez Niemców na ziemiach polskich, Kraju Warty. Decyzja o rozwiązaniu tzw. „kwestii żydowskiej” w Kraju Warty zapadła latem 1941 roku. W pierwszym okresie istnienia obozu (od grudnia 1941 do kwietnia 1943 roku) eksterminacji dokonywano w samochodach będących mobilnymi komorami gazowymi. Ciała ofiar wywożono do pobliskiego lasu rzuchowskiego. Latem 1942 r. wskutek zagrożenia epidemiologicznego spowodowanego rozkładaniem się ciał w masowych grobach wstrzymano transporty śmierci. Zwłoki wydobywano z grobów i palono je w polowych krematoriach. Las rzuchowski był też miejscem zagłady gostynińskich Żydów. Mordowano tam gostyninian, którzy już od 1940 roku byli wywożeni do obozów pracy przymusowej, w tym do Konina-Czarkowa oraz wszystkich wywiezionych z Gostynina podczas akcji likwidacji getta w kwietniu 1942 roku. Oni wszyscy mieli swoje historie i imiona. Pamięć o nich nie powinna być jedynie statystyką przytaczaną podczas omawiania nazistowskiej machiny zagłady. Ocalały z Holokaustu, pochodzący z Sannik, Rabi Jehoszua Mosze Aaronson trafił do obozu pracy w Koninie-Czarkowie właśnie z Gostynina. W dzienniku Megilot „beit ha-awadim” be Konin (Zwój „domu niewoli” w Koninie) relacjonuje, że w marcową noc 1942 roku „żydowskie dzielnice powiatu gostynińskiego wypełniły się niemieckimi żołnierzami i odgłosem krzyków: «Mężczyźni – wychodzić!». Potem opisuje transport z Sanniki, przez Gąbin, do Gostynina: „W Gostyninie prowadzą nas do polskiego kościoła, gdzie już zebrali się gostynińscy mężczyźni. Przez całą noc bito ich, przeszukiwano i ograbiano z pieniędzy i rzeczy. Starzy i chorzy pozostali w kościele, a resztę niebawem zaprowadzono na dworzec. Z oddali słychać jeszcze krzyki ich bliskich, którzy pozostali jako wdowy i sieroty…”. W tym samym dzienniku, pod datami: 9 kwietnia, 11 maja i 8 lipca 1942 roku, Jehoszua Aaronson wymienia 57 gostyninian wywiezionych z Czarkowa do Chełmna – miejsca kaźni. Obok imienia i nazwiska pojawia się tylko data urodzenia i jedno z dwóch słów: kawaler lub żonaty. Najstarszy na tej liście – Simcha Zeidman – miał 63 lata, najmłodszy – Zalman Przygoda – zaledwie lat 9.

Moim pragnieniem jest, aby pamięć o wielokulturowej przeszłości Gostynina – również o tej tragicznej z czasu II wojny światowej – stała się ważnym składnikiem budowania społeczeństwa opartego na szacunku do drugiego człowieka. Z pełną świadomością różnic istniejących na wielu płaszczyznach. Sądzę, że ocalenie od zapomnienia obecności gostynińskich Żydów w historii naszego miasta jest ważnym elementem budowania naszej tożsamości. Czy nam się to uda? Taką mam nadzieję.