Zdarza mi się rozmawiać z osobami, które określają się mianem „Świadków Jehowy”. To dość liczna grupa religijna w Polsce. W moim, wszak niewielkim, mieście posiadają ładny budynek (zwany Salą Królestwa) i często spotykam, w różnych punktach miasta, stojących z broszurami i publikacjami, w których opisane są głoszone przez nich nauki. Czasami bywali gośćmi w moim domu. Zawsze były to dwie osoby. Często kobieta i mężczyzna, czasem dwie kobiety lub dwóch mężczyzn. Ponieważ generalnie lubię rozmawiać z ludźmi, więc kiedy pukali do mych drzwi zapraszałem ich do środka i, po wysłuchaniu tego z czym przyszli, próbowałem skierować rozmowę na interesujące mnie tematy. Właściwie to zadawałem im pytania: „Na czym polega istota Waszej wiary?”, „Co musiałbym zrobić, aby stać się Świadkiem Jehowy?”, „Skąd wiecie, że Wasza religia jest właściwa?”, „Jaki jest Wasz stosunek do tekstu biblijnego?”, „Czy nie będąc Świadkiem Jehowy mogę zostać zbawiony?” itp. Te rozmowy bywały różne, najczęściej moi rozmówcy okazywali pozytywne zdziwienie, kiedy podczas rozmowy brałem do ręki jakiś egzemplarz Biblii: „O, jakie to niezwykłe, że Pan czyta Biblię. To taka rzadkość” – mówili. Zauważyłem, że ŚJ nie za bardzo lubili udzielać odpowiedzi na moje pytania. Zwykle przychodzili z konkretnym tematem i bardzo chcieli się trzymać ustalonego wcześniej harmonogramu. Kiedy rozmowa stawała się dla nich niewygodna mówili, że już niestety muszą iść, ale chętnie wrócą innym razem. Niestety nie zdarzyło mi się doświadczyć tego „innego razu”. Ci, którzy byli raz, już nie wykazali chęci, aby kontynuować rozmowę… Choć starałem się przecież być uprzejmy, grzeczny i okazywałem im gościnność – czasami częstowałem herbatą i ciastkiem. Bardzo często próbowałem zachęcić ich do przeczytania jakiejś publikacji, która w rzeczowy (nie agresywny) i usystematyzowany sposób polemizuje z naukami Świadków Jehowy, wskazując na niezgodność tych nauk z tekstem biblijnym. Próbowałem zwykle zachęcać takim tekstem: „Mam taką publikację, której autor podważa prawdziwość waszej nauki na gruncie Biblii, czy możecie to przeczytać i ustosunkować się do stawianych zarzutów?”. Jeszcze nigdy nie spotkałem Świadka Jehowy, który przyjąłby ode mnie jakąkolwiek publikację i zechciał zapoznać się z jej treścią. Próbowałem argumentować, że to w co wierzymy powinno przejść przez próbę zmierzenia się opozycją wobec naszych przekonań. Ale ŚJ pozostawali niewzruszeni na moje prośby.
I to jest, w moim przekonaniu, dziwne. Przecież warto zastanawiać się nad prawdziwością naszych poglądów i prawd wiary, czyż nie? A jednym ze sposobów, na zaistnienie takiej refleksji nad istotą tego w co wierzę, jest zderzenie się z opozycją wobec moich poglądów. Ja lubię pytania w stylu: „Na czym oparta jest moja wiara?”, „Czy tekst biblijny potwierdza prawdziwość moich przekonań?”, „Co jest słabością moich przekonać?”, „Jakie są argumenty oponentów wobec moich przekonań i mojej wiary?”, „Czy ich argumenty mogą podważyć sens tego w co wierzę?” itp.
Znam też ludzi, którzy nigdy nie zadali sobie trudu, aby zastanowić się nad prostym pytaniem: „W co i dlaczego wierzę?”, ale to już temat na inne rozważanie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz