Taka scenka z filmu „Ania, nie Anna” – bliska treści
książki (sprawdziłem).
– Aniu, musisz się modlić
mieszkając w tym domu. Uklęknij – powiedziała zdecydowanym głosem Maryla Cuthbert.
– Jestem gotowa. Co mam mówić?
– rzekła Ania, klękając przy swoim łóżku.
– Jesteś wystarczająco duża,
aby modlić się samodzielnie. Podziękuj Bogu za Jego błogosławieństwa i poproś,
pokornie, o to czego pragniesz.
– Postaram
się jak najlepiej potrafię. Łaskawy niebiański Ojcze… Tak mówią pastorzy, więc
to chyba odpowiedni zwrot? Łaskawy niebiański Ojcze, dziękuję za Białą Drogę Zachwytu
i Jezioro Lśniących Wód, a także za drogą Bellę i wspaniałą Królową Śniegu.
Jestem za to wszystko niezmiernie wdzięczna. Więcej błogosławieństw nie
przychodzi mi na myśl. Rzeczy których pragnę są krocie, a wymienianie ich
zabrałoby mi tak dużo czasu… Wspomnę tylko o dwóch najważniejszych. Pozwól mi
tu pozostać. Spraw, żebym była ładna gdy dorosnę. Z poważaniem, Ania Shirley.
Skończyłam. Dobrze mi poszło? – spytała Ania.
– Mogło
być gorzej. Kładź się do łóżka – odpowiedziała, oszczędnie Maryla.
–
Ach, właśnie sobie uświadomiłam, że mówi się „Amen”, jak zwykli to robić
pastorzy, zamiast „Z poważaniem”. Czy to duża różnica?
– Raczej nie… – odparła na odchodne Maryla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz