Europejczycy są na ogół mniej religijni niż ludzie w innych częściach świata. Pomiędzy krajami europejskimi istnieją jednak spore różnice jeśli chodzi o poziom religijnego zaangażowania mieszkańców. Tak wynika z badań prowadzonych przez Pew Research Center w 34. krajach.
Polska pod względem religijności sytuuje się wysoko, bo na ósmej pozycji, wśród 34. przebadanych państw. Najmniej religijni są mieszkańcy Estonii, Danii, Czech, Szwecji czy Belgii.
Religijność Polaków koncertuje się wokół Kościoła papieskiego (rzymskiego) do którego przynależność deklaruje blisko 90% dorosłych mieszkańców. Zatem Polacy pozostają najbardziej katolickim narodem pośród narodów europejskich, pozostawiając w tyle Chorwatów czy Włochów.
Pew zmierzył religijność Europejczyków posługując się czterema wskaźnikami: znaczeniem religii w życiu człowieka, regularnym uczestnictwem w praktykach religijnych, częstotliwością modlitwy, pewnością wiary w Boga.
I tak, według badania Pew, religia jest ważna w życiu 29 proc. Polaków (10. miejsce w Europie); 61 proc. (1. miejsce) przynajmniej raz w miesiącu uczestniczy w nabożeństwie; 27 proc. (11. miejsce) modli się codziennie, a 45 proc. (9. miejsce) twierdzi, że wierzy w Boga z absolutną pewnością.
Najbardziej religijnym krajem, według zestawienia Pew Research Center, jest Rumunia (55 proc.). Wynik powyżej 50 proc. mają także Armenia i Gruzja.
Badanie potwierdza, że mieszkańcy środkowej i wschodniej części Europy generalnie są bardziej religijni niż ci, którzy żyją na zachodzie i w Skandynawii.
Źródło informacji:
http://www.pewresearch.org/…/5-facts-about-catholics-in-eu…/
https://konkret24.tvn24.pl/…/polska-religijnosc-mocno-dekla…
http://www.pewresearch.org/…/how-do-european-countries-dif…/
Blog o przyrodniczych (i nie tylko) inicjatywach podejmowanych w szkole oraz różnych innych sprawach ważnych i wartych uwagi z mojego punktu widzenia.
wtorek, 25 grudnia 2018
TARZANIE SIĘ PRZECIW OTYŁOŚCI
Czas świąt wpływa często niekorzystnie na stan naszego zdrowia. Po odejściu od obficie zastawionego stołu, jeśli zauważymy niepokojące objawy otyłości brzusznej, warto zastosować się do rad zawartych w książce „Kobieta lekarką domową. Podręcznik lekarski do
pielęgnowania zdrowia i lecznictwa w rodzinie, ze szczególnym uwzględnieniem
chorób kobiecych i dziecięcych, położnictwa i pielęgnowania dzieci” z 1908 roku. Według dr med. Anna
Fischer-Duckelmann do zmniejszenia się otyłości brzucha przyczynia się tarzanie
się po ziemi (co obrazuje fotografia 283 i 284). Jak prawidłowo tarzać się po ziemi? Oto instrukcja:
„Najlepiej wykonujemy to na czystym dywanie mniejwięcej dziesięć razy po sobie,
przytem zważać trzeba, aby cały ciężar ciała spoczywał na obwisłej warstwie
brzucha i aby przejścia na strony boczne jak najszybciej się odbywały”.
poniedziałek, 10 grudnia 2018
ŻUBR
Największy ssak Europy - żubr.
Jeśli ktoś chciałby podglądać żubry, to można to zrobić tutaj: http://www.lasy.gov.pl/pl/informacje/kampanie_i_akcje/zubryonline
Kamerę zainstalowano na śródleśnej polanie położonej na północnym skraju Puszczy Białowieskiej, na terenie Nadleśnictwa Browsk (Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Białymstoku). To jedno z miejsc, gdzie leśnicy wykładają zimą karmę dla żubrów, dlatego zwierzęta te chętnie odwiedzają polanę i spędzają na niej dużo czasu.
Jeśli ktoś chciałby podglądać żubry, to można to zrobić tutaj: http://www.lasy.gov.pl/pl/informacje/kampanie_i_akcje/zubryonline
Kamerę zainstalowano na śródleśnej polanie położonej na północnym skraju Puszczy Białowieskiej, na terenie Nadleśnictwa Browsk (Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Białymstoku). To jedno z miejsc, gdzie leśnicy wykładają zimą karmę dla żubrów, dlatego zwierzęta te chętnie odwiedzają polanę i spędzają na niej dużo czasu.
poniedziałek, 19 listopada 2018
NIEŚĆ POMOC W GLOBALNYM ŚWIECIE
Czasami (często?) nie zdajemy sobie sprawy z jak różnorodnymi problemami borykają się ludzie żyjący obok nas. A przecież życie nie ogranicza się jedynie do naszego własnego M-ileś tam, czy domu. Jest „świat wokół nas”, jak mawiał Eugen Simonet – nauczyciel wiedzy o społeczeństwie – w filmie „Pay It Forward”. Prowadząc lekcję pytał swoich, ledwie nastoletnich, uczniów: „Jak często myślicie o świecie poza tym miastem? Oglądacie serwisy informacyjne? Nie? Nie myślimy globalnie – dlaczego?”.
Globalny świat jest nam bliski tylko wtedy, gdy dostarcza nam przyjemności i możemy czerpać z jego dobrodziejstw. Korzystamy ze światowej sieci „fast foodów”, oglądamy filmy zagranicznych wytwórni filmowych, słuchamy muzyki stworzonej przez artystów żyjących pod każdą, lub prawie każdą, szerokością geograficzną, chętnie konsumujemy dobra „globalnego świata”. Jednak zdaje się, że nie często zadajemy sobie trud, aby dowiedzieć się o realiach życia ludzi tej „globalnej wioski”. Łatwiej cieszyć się wygodnymi, markowymi, butami niż zastanawiać się jak wygląda rzeczywistość pracowników szyjących te buty – w Indiach, Bangladeszu czy Chinach. Skoro nie interesuje nas życie ludzi „tuż za rogiem”, to dlaczego ma nas nurtować kwestia problemów mieszkańców odległych od Polski miejsc? Dlatego uznaję za coś nadzwyczajnego, kiedy słyszę o Polakach, którzy niosą pomoc dalej niż granice naszego kraju. Czasami ich praca i zaangażowanie przynosi zmianę jednostkom, ale bywa, że odmienione jest życie setek, a nawet tysięcy ludzi z różnych zakątków świata. Właściwie, to nie ważne czy jest to jedna, dwie, pięć, sto, tysiąc, kilkanaście, kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy ludzi. Każde zaangażowanie pozostaje dla mnie czymś niezwykłym.
Do dziś (19.11) nie zdawałem sobie sprawy z istnienia onchocerkozy, czyli ślepoty rzecznej. Ta zakaźna choroba występuje głównie w Afryce, Ameryce Południowej oraz na Półwyspie Arabskim. Według szacunków WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) na ślepotę rzeczną cierpi ponad 18 milionów osób na całym świecie. 10% dotkniętych tą chorobą straciło wzrok. Onchocerkozę przenoszą meszki rozmnażające się w strumieniach. Larwy nicienia przedostają się przez skórę po ugryzieniu człowieka przez meszki i przekształcają się w dorosłe osobniki. Samice nicienia mogą żyć w podskórnych guzach do 15 lat rodząc kolejne mikrofilarie, które przemieszczają się pod skórą w kierunku oczu… Onchocerkoza? A co to obchodzi nas, Polaków? I tu pojawia się niezwykła, jak dla mnie, informacja.
Przeczytałem dziś, że 18 listopada grupa wolontariuszy Fundacji Redemptoris Missio wyjechała do Republiki Środkowoafrykańskiej, aby realizować projekt, finansowany przez Departament Pomocy Humanitarnej przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, mający na celu eliminację onchocerkozy.
Więcej można przeczytać w linku poniżej: http://www.rynekzdrowia.pl/Po-godzinach/Polscy-lekarze-pomoga-w-walce-ze-slepota-rzeczna-w-Republice-Srodkowoafrykanskiej,189525,10.html?fbclid=IwAR0NxZMV2VkJB-wltsX_vGIIizX0TTVc7iRynEj5GYLyHQaSpbO8W6oUkhU
Globalny świat jest nam bliski tylko wtedy, gdy dostarcza nam przyjemności i możemy czerpać z jego dobrodziejstw. Korzystamy ze światowej sieci „fast foodów”, oglądamy filmy zagranicznych wytwórni filmowych, słuchamy muzyki stworzonej przez artystów żyjących pod każdą, lub prawie każdą, szerokością geograficzną, chętnie konsumujemy dobra „globalnego świata”. Jednak zdaje się, że nie często zadajemy sobie trud, aby dowiedzieć się o realiach życia ludzi tej „globalnej wioski”. Łatwiej cieszyć się wygodnymi, markowymi, butami niż zastanawiać się jak wygląda rzeczywistość pracowników szyjących te buty – w Indiach, Bangladeszu czy Chinach. Skoro nie interesuje nas życie ludzi „tuż za rogiem”, to dlaczego ma nas nurtować kwestia problemów mieszkańców odległych od Polski miejsc? Dlatego uznaję za coś nadzwyczajnego, kiedy słyszę o Polakach, którzy niosą pomoc dalej niż granice naszego kraju. Czasami ich praca i zaangażowanie przynosi zmianę jednostkom, ale bywa, że odmienione jest życie setek, a nawet tysięcy ludzi z różnych zakątków świata. Właściwie, to nie ważne czy jest to jedna, dwie, pięć, sto, tysiąc, kilkanaście, kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy ludzi. Każde zaangażowanie pozostaje dla mnie czymś niezwykłym.
Do dziś (19.11) nie zdawałem sobie sprawy z istnienia onchocerkozy, czyli ślepoty rzecznej. Ta zakaźna choroba występuje głównie w Afryce, Ameryce Południowej oraz na Półwyspie Arabskim. Według szacunków WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) na ślepotę rzeczną cierpi ponad 18 milionów osób na całym świecie. 10% dotkniętych tą chorobą straciło wzrok. Onchocerkozę przenoszą meszki rozmnażające się w strumieniach. Larwy nicienia przedostają się przez skórę po ugryzieniu człowieka przez meszki i przekształcają się w dorosłe osobniki. Samice nicienia mogą żyć w podskórnych guzach do 15 lat rodząc kolejne mikrofilarie, które przemieszczają się pod skórą w kierunku oczu… Onchocerkoza? A co to obchodzi nas, Polaków? I tu pojawia się niezwykła, jak dla mnie, informacja.
Przeczytałem dziś, że 18 listopada grupa wolontariuszy Fundacji Redemptoris Missio wyjechała do Republiki Środkowoafrykańskiej, aby realizować projekt, finansowany przez Departament Pomocy Humanitarnej przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, mający na celu eliminację onchocerkozy.
Więcej można przeczytać w linku poniżej: http://www.rynekzdrowia.pl/Po-godzinach/Polscy-lekarze-pomoga-w-walce-ze-slepota-rzeczna-w-Republice-Srodkowoafrykanskiej,189525,10.html?fbclid=IwAR0NxZMV2VkJB-wltsX_vGIIizX0TTVc7iRynEj5GYLyHQaSpbO8W6oUkhU
poniedziałek, 12 listopada 2018
sobota, 27 października 2018
ŻYDOWSKIE DZIECKO
Przejmującym świadectwem Zagłady pozostają wiersze pisane w gettach, obozach lub po aryjskiej stronie. Niektóre z nich zostały wydane przez Żydowski Instytut Historyczny w publikacji „Słowa pośród nocy. Poetyckie dokumenty Holokaustu”.
CHANA CHAJTIN urodziła się w 1925 roku w Szawlach (Żmudź). Ukończyła gimnazjum hebrajskie i kurs nauczycielski. Podczas okupacji przebywała w getcie w rodzinnym mieście, gdzie zaczęła pisać wiersze. Stamtąd została deportowana do Stutthofu. Przeszła różne obozy koncentracyjne. Po wojnie przyjechała do Łodzi, skąd bardzo szybko wyemigrowała do Izraela. W latach 60. przeniosła się do Stanów Zjednoczonych. Zmarła w 2004 roku.
Żydowskie dziecko
Gdzieś na Litwie, w małej wiosce,
W oddalonej chacie prostej,
Przez niewielkie okno sieni
Kilka główek się rumieni:
Blond dziewczęce, jasne buzie,
Lnianowłosi chłopcy duzi,
A wraz z nimi, jak w przeźroczu,
Także czarnych dwoje oczu…
Czarnych oczu słodkie rosy,
I do tego drobny nosek,
Wargi tylko brać całować,
W ciemnych lokach tonie głowa.
Późną nocą go przyniosła
Jego mama, zanim poszła,
Przytuliła we Łazach cała
I do uszka wyszeptała:
„Będziesz się tu, dziecko, chować,
Zapamiętaj matki słowa,
Że cię nocą niosę skrycie,
Aby chronić Twoje życie.
Baw się z dziećmi grzecznie, ładnie,
Bądź posłuszne, bądź układne,
Ani słowa więcej w jidysz,
Już nie jesteś dziecko Żydem”.
Dziecko błaga jednak mamę:
„Mamo, z tobą tu zostanę!
Nie porzucaj mnie samego!” –
Z żalu krztusząc się strasznego.
Wszystko mu obiecać chciała
Nic tym jednak nie wskórała,
Wciąż krzyczało: „Nie chcę samo
Tutaj zostać, nie idź mamo!”
Matka wzięła go na ręce,
Drżące słowa w jej piosence,
Już niedawno w domu miłym,
Tak i teraz go uśpiły.
We łzach topiąc smutne oczy,
Dała całus mu uroczy,
Całus z serca, z lęku złego,
Zostawiła go samego.
„Zimno jest i wicher wyje,
Słychać, dziecko, głosy czyjeś!
Obcym cię zostawić trzeba
I innego wyjścia nie ma”.
Matka mówi sama sobie,
Późno jest i wieje chłodem,
Wiatr ją smaga z całej siły,
„Boże, bądź dla dziecka miły!”
Obcy dom jest pełen ludzi,
Ono tylko cicho siedzi,
Milczy, milczy, nic nie woła,
Z rzadka się uśmiechnąć zdoła,
Obce głosy mówią słowa,
Obca brzmi dla niego mowa,
Imię Josl również obce,
Jest nieszczęsnym bardzo chłopcem.
Serce matki jednak czułe,
Przepojone całe bólem,
Nie wytrzyma dłużej wiele,
Odkąd zniknął jej Josele.
Jak Mojżesza matka w trzcinie
Położyła, niechaj płynie,
Tak i ona swego syna
Samotnego w świat puściła.
Getto szawelskie
tłum. z jidisz Marek Tuszewicki
CHANA CHAJTIN urodziła się w 1925 roku w Szawlach (Żmudź). Ukończyła gimnazjum hebrajskie i kurs nauczycielski. Podczas okupacji przebywała w getcie w rodzinnym mieście, gdzie zaczęła pisać wiersze. Stamtąd została deportowana do Stutthofu. Przeszła różne obozy koncentracyjne. Po wojnie przyjechała do Łodzi, skąd bardzo szybko wyemigrowała do Izraela. W latach 60. przeniosła się do Stanów Zjednoczonych. Zmarła w 2004 roku.
Żydowskie dziecko
Gdzieś na Litwie, w małej wiosce,
W oddalonej chacie prostej,
Przez niewielkie okno sieni
Kilka główek się rumieni:
Blond dziewczęce, jasne buzie,
Lnianowłosi chłopcy duzi,
A wraz z nimi, jak w przeźroczu,
Także czarnych dwoje oczu…
Czarnych oczu słodkie rosy,
I do tego drobny nosek,
Wargi tylko brać całować,
W ciemnych lokach tonie głowa.
Późną nocą go przyniosła
Jego mama, zanim poszła,
Przytuliła we Łazach cała
I do uszka wyszeptała:
„Będziesz się tu, dziecko, chować,
Zapamiętaj matki słowa,
Że cię nocą niosę skrycie,
Aby chronić Twoje życie.
Baw się z dziećmi grzecznie, ładnie,
Bądź posłuszne, bądź układne,
Ani słowa więcej w jidysz,
Już nie jesteś dziecko Żydem”.
Dziecko błaga jednak mamę:
„Mamo, z tobą tu zostanę!
Nie porzucaj mnie samego!” –
Z żalu krztusząc się strasznego.
Wszystko mu obiecać chciała
Nic tym jednak nie wskórała,
Wciąż krzyczało: „Nie chcę samo
Tutaj zostać, nie idź mamo!”
Matka wzięła go na ręce,
Drżące słowa w jej piosence,
Już niedawno w domu miłym,
Tak i teraz go uśpiły.
We łzach topiąc smutne oczy,
Dała całus mu uroczy,
Całus z serca, z lęku złego,
Zostawiła go samego.
„Zimno jest i wicher wyje,
Słychać, dziecko, głosy czyjeś!
Obcym cię zostawić trzeba
I innego wyjścia nie ma”.
Matka mówi sama sobie,
Późno jest i wieje chłodem,
Wiatr ją smaga z całej siły,
„Boże, bądź dla dziecka miły!”
Obcy dom jest pełen ludzi,
Ono tylko cicho siedzi,
Milczy, milczy, nic nie woła,
Z rzadka się uśmiechnąć zdoła,
Obce głosy mówią słowa,
Obca brzmi dla niego mowa,
Imię Josl również obce,
Jest nieszczęsnym bardzo chłopcem.
Serce matki jednak czułe,
Przepojone całe bólem,
Nie wytrzyma dłużej wiele,
Odkąd zniknął jej Josele.
Jak Mojżesza matka w trzcinie
Położyła, niechaj płynie,
Tak i ona swego syna
Samotnego w świat puściła.
Getto szawelskie
tłum. z jidisz Marek Tuszewicki
wtorek, 16 października 2018
KOPIEMY!
A zatem kopiemy! Jak głęboko? Na 5 metrów. Jak szeroko? Nawet do 80 metrów. A jak daleko? Aż 1,1 km długości… Za ile? Za prawie miliard złotych, ale koszty utrzymania tego przekopu mogą wzrosnąć o kolejne dziesiątki milionów. A ile mamy czasu? 4 lata! Dziś (16.10) się zaczęło. Trzy łopaty poszły w ruch.
Podobno idea sięga czasów króla Stefana Batorego… A ja czasami się denerwuję, że na realizację jakiegoś pomysłu trzeba czekać kilkanaście miesięcy…
I kluczowe pytanie: Co kopiemy? Oczywiście Mierzeję Wiślaną, aby statki morskie mogły przywozić towary do portu w Elblągu. Największe statki i tak nie pokonają planowanej drogi morskiej, wszak ich zanurzenie sięga ponad 4 metry (a są takie, których zanurzenie wynosi ponad 20 metrów), ale może chodzi o te małe jednostki?
I jeszcze taka informacja. Trzeba usunąć 1 740 000 metrów sześciennych piasku o wartości rynkowej kilkudziesięciu mln złotych.
Podobno idea sięga czasów króla Stefana Batorego… A ja czasami się denerwuję, że na realizację jakiegoś pomysłu trzeba czekać kilkanaście miesięcy…
I kluczowe pytanie: Co kopiemy? Oczywiście Mierzeję Wiślaną, aby statki morskie mogły przywozić towary do portu w Elblągu. Największe statki i tak nie pokonają planowanej drogi morskiej, wszak ich zanurzenie sięga ponad 4 metry (a są takie, których zanurzenie wynosi ponad 20 metrów), ale może chodzi o te małe jednostki?
I jeszcze taka informacja. Trzeba usunąć 1 740 000 metrów sześciennych piasku o wartości rynkowej kilkudziesięciu mln złotych.
sobota, 13 października 2018
AL CHET
Al chet
Ciężko mi wlec za sobą
grzechy w tułaczym worze
jestem już słaby i stary
wciąż słabszy… przebacz mi Boże…
Już uwierzyłem światu
i kajam się teraz w pokorze
ciężko i duszno mi… ratuj…
może to prawda… Boże…
Patrz - rzucają kamienie…
Widzisz - drzewa mi łamią…
Słyszysz - plwają, złorzeczą
przebacz mi, może nie kłamią…
Ja zatruwam w studniach wodę — —
Ja sprowadzam złą pogodę — —
Ja uroki znam na trzodę — —
Mijają lata i lata
i zmienia się obraz świata
Kultura, światło i postęp
a dla nich wciąż takie proste…
Ja mam lochy tajemnicze — —
ja nocami złoto liczę — —
wojny robi się naprędce
kiedy zechcą Sjonu mędrce
Wielki Paskarz - Wielki Mag
rewolucja — gdy dam znak…
ja to burżuazja — wyzysk
ja światowy jestem kryzys
jestem chasyd, zwalczam Boga
komunista ja i bogacz
wszystko zło z całego świata
w jednym sercu mym się splata
Nadal grabię, dławię po to,
by w piwnicach zbierać złoto
Świat zdobędzie złote runo
jeśli tylko mnie usuną
wiecznie ja — beczka prochu
na ogłuszanie motłochu…
Drażnię pałace i strzechy — —
Drażnię słowem i gestem — —
Przebacz mi Boże te grzechy…
Przebacz mi Boże, że j e s t e m.
Autorem wiersza jest Władysław Szlengel (1912-1943).
Al chet z języka hebrajskiego oznacza „Za grzech”.
Ciężko mi wlec za sobą
grzechy w tułaczym worze
jestem już słaby i stary
wciąż słabszy… przebacz mi Boże…
Już uwierzyłem światu
i kajam się teraz w pokorze
ciężko i duszno mi… ratuj…
może to prawda… Boże…
Patrz - rzucają kamienie…
Widzisz - drzewa mi łamią…
Słyszysz - plwają, złorzeczą
przebacz mi, może nie kłamią…
Ja zatruwam w studniach wodę — —
Ja sprowadzam złą pogodę — —
Ja uroki znam na trzodę — —
Mijają lata i lata
i zmienia się obraz świata
Kultura, światło i postęp
a dla nich wciąż takie proste…
Ja mam lochy tajemnicze — —
ja nocami złoto liczę — —
wojny robi się naprędce
kiedy zechcą Sjonu mędrce
Wielki Paskarz - Wielki Mag
rewolucja — gdy dam znak…
ja to burżuazja — wyzysk
ja światowy jestem kryzys
jestem chasyd, zwalczam Boga
komunista ja i bogacz
wszystko zło z całego świata
w jednym sercu mym się splata
Nadal grabię, dławię po to,
by w piwnicach zbierać złoto
Świat zdobędzie złote runo
jeśli tylko mnie usuną
wiecznie ja — beczka prochu
na ogłuszanie motłochu…
Drażnię pałace i strzechy — —
Drażnię słowem i gestem — —
Przebacz mi Boże te grzechy…
Przebacz mi Boże, że j e s t e m.
Autorem wiersza jest Władysław Szlengel (1912-1943).
Al chet z języka hebrajskiego oznacza „Za grzech”.
czwartek, 13 września 2018
czwartek, 6 września 2018
LAS RZUCHOWSKI
„To miejsce jest tak głęboko przepełnione przeraźliwym krzykiem oraz wołaniem o zachowanie i przetrwanie ludzkiego życia. Wołaniem o to, co najważniejsze tu, na ziemi, w życiu doczesnym (…) Pamiętajmy o wadze życia i miłości do drugiego człowieka. Nie dajmy w sobie zasiać ziarna nienawiści i duchowej pustki”.
Takie słowa rozbrzmiały we wtorek (5.09) w lesie rzuchowskim. Wypowiedział je Burmistrz Miasta Dąbie – Tomasz Ludwicki – jeden ze współgospodarzy uroczystości upamiętniającej wszystkich zamordowanych w byłym niemieckim Obozie Zagłady Kulmhof w Chełmnie nad Nerem. Mordowano tam też mieszkańców Gostynina.
Uroczystość zgromadziła przedstawicieli władz lokalnych, reprezentantów urzędu wojewódzkiego i marszałkowskiego województwa wielkopolskiego, przedstawicieli duchowieństwa katolickiego i protestanckiego, nauczycieli i uczniów różnych typów szkół oraz okolicznych mieszkańców.
Organizacja tegorocznych uroczystości przypadła w udziale Urzędowi Gminy w Grzegorzewie i Parafii Rzymsko-Katolickiej w Chełmnie. Głównym akcentem tego wydarzenia była Msza święta celebrowana przez Biskupa Wiesława Alojzego Meringa. Wśród osób zaangażowanych w przygotowanie uroczystości był też gostyninianin – Pan Piotr Ostrowski.
Wspomniany Obóz Kulmhof w Chełmnie nad Nerem był miejscem zagłady głównie ludności żydowskiej z, utworzonego przez Niemców na ziemiach polskich, Kraju Warty. Decyzja o rozwiązaniu tzw. „kwestii żydowskiej” w Kraju Warty zapadła latem 1941 roku. W pierwszym okresie istnienia obozu (od grudnia 1941 do kwietnia 1943 roku) eksterminacji dokonywano w samochodach będących mobilnymi komorami gazowymi. Ciała ofiar wywożono do pobliskiego lasu rzuchowskiego. Latem 1942 r. wskutek zagrożenia epidemiologicznego spowodowanego rozkładaniem się ciał w masowych grobach wstrzymano transporty śmierci. Zwłoki wydobywano z grobów i palono je w polowych krematoriach. Las rzuchowski był też miejscem zagłady gostynińskich Żydów. Mordowano tam gostyninian, którzy już od 1940 roku byli wywożeni do obozów pracy przymusowej, w tym do Konina-Czarkowa oraz wszystkich wywiezionych z Gostynina podczas akcji likwidacji getta w kwietniu 1942 roku. Oni wszyscy mieli swoje historie i imiona. Pamięć o nich nie powinna być jedynie statystyką przytaczaną podczas omawiania nazistowskiej machiny zagłady. Ocalały z Holokaustu, pochodzący z Sannik, Rabi Jehoszua Mosze Aaronson trafił do obozu pracy w Koninie-Czarkowie właśnie z Gostynina. W dzienniku Megilot „beit ha-awadim” be Konin (Zwój „domu niewoli” w Koninie) relacjonuje, że w marcową noc 1942 roku „żydowskie dzielnice powiatu gostynińskiego wypełniły się niemieckimi żołnierzami i odgłosem krzyków: «Mężczyźni – wychodzić!». Potem opisuje transport z Sanniki, przez Gąbin, do Gostynina: „W Gostyninie prowadzą nas do polskiego kościoła, gdzie już zebrali się gostynińscy mężczyźni. Przez całą noc bito ich, przeszukiwano i ograbiano z pieniędzy i rzeczy. Starzy i chorzy pozostali w kościele, a resztę niebawem zaprowadzono na dworzec. Z oddali słychać jeszcze krzyki ich bliskich, którzy pozostali jako wdowy i sieroty…”. W tym samym dzienniku, pod datami: 9 kwietnia, 11 maja i 8 lipca 1942 roku, Jehoszua Aaronson wymienia 57 gostyninian wywiezionych z Czarkowa do Chełmna – miejsca kaźni. Obok imienia i nazwiska pojawia się tylko data urodzenia i jedno z dwóch słów: kawaler lub żonaty. Najstarszy na tej liście – Simcha Zeidman – miał 63 lata, najmłodszy – Zalman Przygoda – zaledwie lat 9.
Moim pragnieniem jest, aby pamięć o wielokulturowej przeszłości Gostynina – również o tej tragicznej z czasu II wojny światowej – stała się ważnym składnikiem budowania społeczeństwa opartego na szacunku do drugiego człowieka. Z pełną świadomością różnic istniejących na wielu płaszczyznach. Sądzę, że ocalenie od zapomnienia obecności gostynińskich Żydów w historii naszego miasta jest ważnym elementem budowania naszej tożsamości. Czy nam się to uda? Taką mam nadzieję.
Takie słowa rozbrzmiały we wtorek (5.09) w lesie rzuchowskim. Wypowiedział je Burmistrz Miasta Dąbie – Tomasz Ludwicki – jeden ze współgospodarzy uroczystości upamiętniającej wszystkich zamordowanych w byłym niemieckim Obozie Zagłady Kulmhof w Chełmnie nad Nerem. Mordowano tam też mieszkańców Gostynina.
Uroczystość zgromadziła przedstawicieli władz lokalnych, reprezentantów urzędu wojewódzkiego i marszałkowskiego województwa wielkopolskiego, przedstawicieli duchowieństwa katolickiego i protestanckiego, nauczycieli i uczniów różnych typów szkół oraz okolicznych mieszkańców.
Organizacja tegorocznych uroczystości przypadła w udziale Urzędowi Gminy w Grzegorzewie i Parafii Rzymsko-Katolickiej w Chełmnie. Głównym akcentem tego wydarzenia była Msza święta celebrowana przez Biskupa Wiesława Alojzego Meringa. Wśród osób zaangażowanych w przygotowanie uroczystości był też gostyninianin – Pan Piotr Ostrowski.
Wspomniany Obóz Kulmhof w Chełmnie nad Nerem był miejscem zagłady głównie ludności żydowskiej z, utworzonego przez Niemców na ziemiach polskich, Kraju Warty. Decyzja o rozwiązaniu tzw. „kwestii żydowskiej” w Kraju Warty zapadła latem 1941 roku. W pierwszym okresie istnienia obozu (od grudnia 1941 do kwietnia 1943 roku) eksterminacji dokonywano w samochodach będących mobilnymi komorami gazowymi. Ciała ofiar wywożono do pobliskiego lasu rzuchowskiego. Latem 1942 r. wskutek zagrożenia epidemiologicznego spowodowanego rozkładaniem się ciał w masowych grobach wstrzymano transporty śmierci. Zwłoki wydobywano z grobów i palono je w polowych krematoriach. Las rzuchowski był też miejscem zagłady gostynińskich Żydów. Mordowano tam gostyninian, którzy już od 1940 roku byli wywożeni do obozów pracy przymusowej, w tym do Konina-Czarkowa oraz wszystkich wywiezionych z Gostynina podczas akcji likwidacji getta w kwietniu 1942 roku. Oni wszyscy mieli swoje historie i imiona. Pamięć o nich nie powinna być jedynie statystyką przytaczaną podczas omawiania nazistowskiej machiny zagłady. Ocalały z Holokaustu, pochodzący z Sannik, Rabi Jehoszua Mosze Aaronson trafił do obozu pracy w Koninie-Czarkowie właśnie z Gostynina. W dzienniku Megilot „beit ha-awadim” be Konin (Zwój „domu niewoli” w Koninie) relacjonuje, że w marcową noc 1942 roku „żydowskie dzielnice powiatu gostynińskiego wypełniły się niemieckimi żołnierzami i odgłosem krzyków: «Mężczyźni – wychodzić!». Potem opisuje transport z Sanniki, przez Gąbin, do Gostynina: „W Gostyninie prowadzą nas do polskiego kościoła, gdzie już zebrali się gostynińscy mężczyźni. Przez całą noc bito ich, przeszukiwano i ograbiano z pieniędzy i rzeczy. Starzy i chorzy pozostali w kościele, a resztę niebawem zaprowadzono na dworzec. Z oddali słychać jeszcze krzyki ich bliskich, którzy pozostali jako wdowy i sieroty…”. W tym samym dzienniku, pod datami: 9 kwietnia, 11 maja i 8 lipca 1942 roku, Jehoszua Aaronson wymienia 57 gostyninian wywiezionych z Czarkowa do Chełmna – miejsca kaźni. Obok imienia i nazwiska pojawia się tylko data urodzenia i jedno z dwóch słów: kawaler lub żonaty. Najstarszy na tej liście – Simcha Zeidman – miał 63 lata, najmłodszy – Zalman Przygoda – zaledwie lat 9.
Moim pragnieniem jest, aby pamięć o wielokulturowej przeszłości Gostynina – również o tej tragicznej z czasu II wojny światowej – stała się ważnym składnikiem budowania społeczeństwa opartego na szacunku do drugiego człowieka. Z pełną świadomością różnic istniejących na wielu płaszczyznach. Sądzę, że ocalenie od zapomnienia obecności gostynińskich Żydów w historii naszego miasta jest ważnym elementem budowania naszej tożsamości. Czy nam się to uda? Taką mam nadzieję.
sobota, 18 sierpnia 2018
MARATON I MOSTY PRZYJAŹNI
Łukasz Wilk na mecie maratonu w 2017 roku |
Tymczasem wiele lat wcześniej pewien Beniaminita pokonał odległość 42 km, aby przekazać informację z pola bitwy. Beniaminita? A kto to taki i jaka historia wiąże się z tą postacią?
Początek, będącej częścią Tanachu (Biblii hebrajskiej), Pierwszej Księgi Samuela opisuje tragiczne w historii Izraela wydarzenie. Odwieczni wrogowie Izraelitów – Filistyni – zadali potomkom Abrahama dotkliwy cios. W bitwie, która rozegrała się w okolicy Eben-Haezer (dzisiejsze Rosh Ha’ayin) śmierć poniosło, zgodnie z przekazem biblijnym, „trzydzieści tysięcy pieszych”. Ale największą tragedią było to, że Arka Przymierza JHWH znalazła się w rękach nieprzyjaciela. Z pola walki naznaczonego krwią poległych Izraelitów uciekł, jak zapisał autor biblijny, „pewien Beniaminita”. Gdy dotarł do Szilo „jego ubranie było podarte, a głowę pokrywał kurz”. Przebył długą drogę i przekazał kapłanowi Helemu, który sprawował sądy nad Izraelem przez czterdzieści lat, dramatyczne wieści: „lud poniósł wielką klęskę. Twoi synowie, Chofni i Pinchas, nie żyją, a Arkę Boga zabrano”. Zgodnie z tradycją tym Beniaminitą był młody król Saul (panował ok. 1026-1004 p.n.e). Kiedy wiele stuleci później zmierzono odległość pomiędzy Eben-Haezer a Szilo okazało się, że wynosi ona 42 km – czyli tyle, ile oficjalna długość maratonu olimpijskiego.
Na pamiątkę tego biblijnego wydarzenia rozgrywany jest „The Bible Marathon”. W ubiegłym roku metę biegu jako pierwszy, przy dźwiękach szofaru, pokonał Polak – Łukasz Wilk. Na trudnej górzystej trasie uzyskał czas 3:23:25. To było jego pierwsze maratońskie zwycięstwo w życiu. Dla Pana Łukasza Wilka udział w biegu był także okazją do budowania mostów przyjaźni na linii Polska-Izrael. W rozmowie z dziennikarzami Jerusalem Post wyznał: „Jestem bardzo zakochany w Izraelu i narodzie żydowskim”.
Jaki będzie finał tegorocznego biegu w Izraelu? Zobaczymy. Datę biegu organizatorzy wyznaczyli na dzień 28 września. Czy tegoroczna edycja będzie kolejną okazją do zamanifestowania przyjaźni polsko-izraelskiej? Czas pokaże!
wtorek, 7 sierpnia 2018
ODPADY NASZE POWSZEDNIE...
Antoine Repessé zbierał przez kilka lat odpady, które użył potem jako rekwizyty w serii zdjęć zatytułowanej #365 Unpacked. W ciągu 4 lat fotograf z Lille zgromadził ponad 70 metrów sześciennych śmieci segregowanych, w tym m.in. 1600 butelek po mleku, 4800 rurek od papieru toaletowego i 800 kg gazet.
Źródło: https://www.worldphoto.org/sony-world-photography-awards/winners-galleries/2016/professional/shortlisted/campaign/antoine
Źródło: https://www.worldphoto.org/sony-world-photography-awards/winners-galleries/2016/professional/shortlisted/campaign/antoine
czwartek, 19 lipca 2018
NIHIL NOVI
WŁADYSŁAW SZLENGEL
Nihil Novi
Idę swoją smutną drogą
dwa tysiące lat
a za mną w ślad
co dzień
wlecze się jak cień –
litania bezecna i zła
– że zatruwam w studniach wodę
– że sprowadzam złą pogodę
– że uroki znam na trzodę
– że kradnę z świątyń krzyże złote
– by je oplwać zmieszać z błotem
– by je sprzedać drogo potem
– krwawy haracz Bogu płacę
– krwią dziecinną mieszam macę
– i na każde swoje święta
– kradnę blade pacholęta
– by wyłupać martwe oczy
– i serdecznej krwi utoczyć...
mijają lata i lata
i zmienia się obraz świata
kultura światło postęp
a dla was to wciąż takie proste:
– że mam lochy tajemnicze
– że nocami złoto liczę
– wojny robi się na prędce
– kiedy zechcą Syjonu Mędrce
Wielki Paskarz – Wielki Mag
rewolucja – gdy dam znak!
lecą w przepaść kalendarze
tyle zdarzeń tyle zdarzeń
bajdy i przesądy giną
przyszło radio tempo kino
ludzkość się nad wszystkim głowi
tylko ze mną.....
nihil novi:
– ja – to burżuazja wyzysk
– ja światowy jestem kryzys
– komunista ja i bogacz
– jestem chasyd – zwalczam Boga
– wszystko zło z całego świata
– w jednym sercu mym się splata
– nadal grabię dławię po to
– by w piwnicach chować zło
– świat zdobędzie złote runo
– jeśli tylko mnie usuną
– wiecznie ja – beczka prochu
– ... na ogłuszenie motłochu
a ja?...
żyję
przykre prawda? nawet wstyd
lecz ja tak na złość
wiadomo
Żyd
Nasz Przegląd, 18. 07. 1937
(Biblioteka Narodowa, Jerozolima)
Nihil Novi
Idę swoją smutną drogą
dwa tysiące lat
a za mną w ślad
co dzień
wlecze się jak cień –
litania bezecna i zła
– że zatruwam w studniach wodę
– że sprowadzam złą pogodę
– że uroki znam na trzodę
– że kradnę z świątyń krzyże złote
– by je oplwać zmieszać z błotem
– by je sprzedać drogo potem
– krwawy haracz Bogu płacę
– krwią dziecinną mieszam macę
– i na każde swoje święta
– kradnę blade pacholęta
– by wyłupać martwe oczy
– i serdecznej krwi utoczyć...
mijają lata i lata
i zmienia się obraz świata
kultura światło postęp
a dla was to wciąż takie proste:
– że mam lochy tajemnicze
– że nocami złoto liczę
– wojny robi się na prędce
– kiedy zechcą Syjonu Mędrce
Wielki Paskarz – Wielki Mag
rewolucja – gdy dam znak!
lecą w przepaść kalendarze
tyle zdarzeń tyle zdarzeń
bajdy i przesądy giną
przyszło radio tempo kino
ludzkość się nad wszystkim głowi
tylko ze mną.....
nihil novi:
– ja – to burżuazja wyzysk
– ja światowy jestem kryzys
– komunista ja i bogacz
– jestem chasyd – zwalczam Boga
– wszystko zło z całego świata
– w jednym sercu mym się splata
– nadal grabię dławię po to
– by w piwnicach chować zło
– świat zdobędzie złote runo
– jeśli tylko mnie usuną
– wiecznie ja – beczka prochu
– ... na ogłuszenie motłochu
a ja?...
żyję
przykre prawda? nawet wstyd
lecz ja tak na złość
wiadomo
Żyd
Nasz Przegląd, 18. 07. 1937
(Biblioteka Narodowa, Jerozolima)
poniedziałek, 11 czerwca 2018
KOSZMAR WOJNY I TRUDNA LEKCJA HISTORII
Film pt. „1914-18: Triumf okrucieństwa i absurdu” to dokument ukazujący koszmar I wojny oczami francuskiego żołnierza.
Jak pisze Norman Davies w książce pt. „Europa. Rozprawa historyka z historią”, w czasie I wojny światowej „poległo ponad 10 milionów żołnierzy – przeważnie młodych, żonatych mężczyzn lub kawalerów. Nazwano ich «straconym pokoleniem». Ciężar ich służby wojskowej, ich śmierci, ich ran spadł na barki rodzin, szczególnie kobiet. Pracowały w fabrykach amunicji i w biurach oraz wykonywały wiele zajęć, które dotąd były dla nich niedostępne: były motorniczymi, dyrektorami, wydawcami gazet (…) europejskim kobietom udało się, jak nigdy dotychczas, wydostać się spod ochronnego klosza domu i rodziny. Świadectwem tej przemiany stal się szeroki ruch na rzecz emancypacji. Ale koszty społeczne i psychiczne były ogromne. Odpowiednikiem straconego pokolenia młodych mężczyzn stało się porzucone pokolenie młodych wdów i samotnych starych panien, których szansa na znalezienie życiowego partnera leżała pogrzebana w błocie okopów razem ze szczątkami mężczyzn, których niegdyś kochały”.
We wspomnianym filmie można usłyszeć takie słowa:
„Nienawiść, straszne słowo, ale nagle staje się modne (…) Wszyscy próbują nam wmówić nienawiść do wroga. Rozpoczyna się szeroko zakrojona nagonka: «Te luterańskie diabły są wyjątkowo brutalne wobec księży, których oskarżają o podżeganie do oporu». Gazety dokładają swoje, twierdzą, że Niemcy odcinają dzieciom ręce. Wraca stara historyjka jak to cywilizowany naród musi walczyć z barbarzyńcami. Ale gwałty są prawdziwe. Każdy żołnierz na myśl, że ktoś tknie jego żonę wpada w szał. Na temat propagandy żołnierze maja podzielone zdania. Obejrzałem film, który był paskudnym montażem najgorszych scen. W filmie pełno jest słów typu: «niemiecka kultura jest grubiańska i toporna. To brutale o brzydkich twarzach». Prasa jest tym zachwycona, ale słowa o niższości rasy wrogów w ustach naszego rządu sprawiają, że aż się gotuje. Po drugiej stronie zawsze są dzikusy, jakie to dla nich proste: «Niemcy mają inny zapach ciała niż my. Ich oddech i fekalia wydzielają przerażający smród. Nie panują nad tym. Niemcy śmierdzą jak skunksy».
Wojna to doskonała okazja do organizowania krucjaty przeciwko antychrystowi: «Ten drań niszczy krzyże, bombarduje kościoły i katedry, a nawet profanuje gotyckie dzieła sztuki. To na pewno robota pogan i niewiernych, których należy nienawidzić z całego serca i całej duszy». Nigdy nie zapomnę kazania arcybiskupa Londynu. Gdybym był wierzący spaliłbym się ze wstydu, ale straciłem wszelką wiarę, więc tylko splunąłem z obrzydzeniem. Właśnie taka jest wojna: łzy i plwociny. «Jesteście obrońcami cywilizacji, siłami dobra przeciwko siłą zła. Ta wojna, to prawdziwa krucjata. Zapewniam was, Niemcy nie zachowują się tak jak my. Nie myślą jak my i nie są jak my dziećmi Boga. To oni bombardują miasta, w których żyją niewinni cywile. Zasłaniają się kobietami i dziećmi. Czy tak postępują dzieci Boga? Z Bożą pomocą musicie zabijać Niemców. Dobrych i złych. Młodych i starych. Zabijcie ich wszystkich!»”.
Jak pisze Norman Davies w książce pt. „Europa. Rozprawa historyka z historią”, w czasie I wojny światowej „poległo ponad 10 milionów żołnierzy – przeważnie młodych, żonatych mężczyzn lub kawalerów. Nazwano ich «straconym pokoleniem». Ciężar ich służby wojskowej, ich śmierci, ich ran spadł na barki rodzin, szczególnie kobiet. Pracowały w fabrykach amunicji i w biurach oraz wykonywały wiele zajęć, które dotąd były dla nich niedostępne: były motorniczymi, dyrektorami, wydawcami gazet (…) europejskim kobietom udało się, jak nigdy dotychczas, wydostać się spod ochronnego klosza domu i rodziny. Świadectwem tej przemiany stal się szeroki ruch na rzecz emancypacji. Ale koszty społeczne i psychiczne były ogromne. Odpowiednikiem straconego pokolenia młodych mężczyzn stało się porzucone pokolenie młodych wdów i samotnych starych panien, których szansa na znalezienie życiowego partnera leżała pogrzebana w błocie okopów razem ze szczątkami mężczyzn, których niegdyś kochały”.
We wspomnianym filmie można usłyszeć takie słowa:
„Nienawiść, straszne słowo, ale nagle staje się modne (…) Wszyscy próbują nam wmówić nienawiść do wroga. Rozpoczyna się szeroko zakrojona nagonka: «Te luterańskie diabły są wyjątkowo brutalne wobec księży, których oskarżają o podżeganie do oporu». Gazety dokładają swoje, twierdzą, że Niemcy odcinają dzieciom ręce. Wraca stara historyjka jak to cywilizowany naród musi walczyć z barbarzyńcami. Ale gwałty są prawdziwe. Każdy żołnierz na myśl, że ktoś tknie jego żonę wpada w szał. Na temat propagandy żołnierze maja podzielone zdania. Obejrzałem film, który był paskudnym montażem najgorszych scen. W filmie pełno jest słów typu: «niemiecka kultura jest grubiańska i toporna. To brutale o brzydkich twarzach». Prasa jest tym zachwycona, ale słowa o niższości rasy wrogów w ustach naszego rządu sprawiają, że aż się gotuje. Po drugiej stronie zawsze są dzikusy, jakie to dla nich proste: «Niemcy mają inny zapach ciała niż my. Ich oddech i fekalia wydzielają przerażający smród. Nie panują nad tym. Niemcy śmierdzą jak skunksy».
Wojna to doskonała okazja do organizowania krucjaty przeciwko antychrystowi: «Ten drań niszczy krzyże, bombarduje kościoły i katedry, a nawet profanuje gotyckie dzieła sztuki. To na pewno robota pogan i niewiernych, których należy nienawidzić z całego serca i całej duszy». Nigdy nie zapomnę kazania arcybiskupa Londynu. Gdybym był wierzący spaliłbym się ze wstydu, ale straciłem wszelką wiarę, więc tylko splunąłem z obrzydzeniem. Właśnie taka jest wojna: łzy i plwociny. «Jesteście obrońcami cywilizacji, siłami dobra przeciwko siłą zła. Ta wojna, to prawdziwa krucjata. Zapewniam was, Niemcy nie zachowują się tak jak my. Nie myślą jak my i nie są jak my dziećmi Boga. To oni bombardują miasta, w których żyją niewinni cywile. Zasłaniają się kobietami i dziećmi. Czy tak postępują dzieci Boga? Z Bożą pomocą musicie zabijać Niemców. Dobrych i złych. Młodych i starych. Zabijcie ich wszystkich!»”.
wtorek, 5 czerwca 2018
czwartek, 31 maja 2018
NEVER WALK ALONE
O błędach Lorisa Kariusa, bramkarza F.C. Liverpool, które popełnił w meczu finałowym Ligi Mistrzów napisano bardzo wiele. Kiedy jeden z moich znajomych napisał na swojej Facebookowej tablicy coś w stylu, że „bramkarz Liverpoolu powinien zostać dyscyplinarnie wyrzucony”, przypomniałem sobie historię Jerzego Dudka – też zawodnika The Reds.
Jego pierwszy sezon w Lidze Angielskiej (2001/ 2002) był bardzo udany. Następny zaczął się też pomyślnie, lecz później, nasz reprezentacyjny bramkarz, miał kilka wpadek. Największą zaliczył w meczu z Manchesterem United. Jamie Carragher w polu karnym zagrał głową do Dudka, jednak piłka prześlizgnęła mu się między nogami i Diego Forlan z bliska strzelił do pustej bramki. Angielskie gazety publikowały zdjęcia tej nieporadnej interwencji. Wydawcy prześcigali się w wymyślnych i drwiących tytułach. W rezultacie Jerzy Dudek został odsunięty od gry i posadzony na ławce rezerwowych. Ale to nie był koniec jego kariery. Bramkarz nie poddał się, ciężko pracował na treningach by znów osiągnąć sukces. Kiedy w sezonie 2004/2005 był odsuwany z gry, nie rezygnował, trenował wytrwale i trud się opłacił. Jerzy Dudek sięgnął, ze swoją klubową drużyną F.C. Liverpool, po puchar Ligii Mistrzów.
Gdy Jerzy Dudek przeżywał trudne chwile w swojej zawodowej karierze, piłkarze The Reds założyli koszulki z napisem: „Jurek jesteśmy z tobą”. Ta postawa była odzwierciedleniem filozofii klubu, którego hymn głosi: „Więc idź poprzez deszcz, idź poprzez wiatr – nawet, gdy twoje marzenia zostaną zniszczone i rozwiane. Idź naprzód, z nadzieją w sercu. Nigdy nie będziesz szedł sam”.
Porażki, choć tego nie chcemy, to jeden z elementów naszego życia. Wraz z nimi pojawia się zniechęcenie. Mnożą się wątpliwości: „Czy nadaję się do tego, co robię?”, „A może trzeba dać sobie spokój…”. Także w chrześcijańskim życiu i służbie pojawiają się okresy, o których wolelibyśmy zapomnieć. Przynajmniej ja tak miewam. Czasami doświadczamy „wpadek” i puszczamy „szmaty” (używając terminów piłkarskich). Wzlatujemy jak orły lecz kończymy jak krety – z nosem w ziemi.
Batalia ze zniechęceniem, które towarzyszy niepowodzeniom w różnych dziedzinach życia, jest jedną z największych bitew, jakie musimy staczać. W wirze tej batalii jakże ważna może okazać się rola innych chrześcijan, aby wrócić na „szczyt” i do miejsca użyteczności. Mnie też dane było doświadczyć pomocy przyjaznych ludzi w sytuacji osamotnienia, zniechęcenia czy frustracji wynikającej z niepowodzeń. Ich postawa była praktycznym wyrazem słów Pawła: „Jedni drugich brzemiona noście, a tak wypełnijcie zakon Chrystusowy”. Porażka, rezygnacja, zmęczenie, słabość, niezdarność, osamotnienie, brak powodzenia, to niektóre rodzaje brzemion, które nosimy. Tekst biblijny zachęca nas, abyśmy byli gotowi zaangażować się w pomoc tym, którzy doświadczają tego typu rzeczy. Sam też potrzebuję uczyć się takiej właśnie postawy. Łatwiej krytykować niż zachęcać. Prościej drwić z niepowodzeń niż podać pomocną dłoń…
Oby w naszym życiu więcej było takich osób, które w obliczu porażek, jakie ponieśliśmy będą śpiewać nam słowa tej pieśni: „Więc idź poprzez deszcz, idź poprzez wiatr – nawet, gdy twoje marzenia zostaną zniszczone i rozwiane. Idź naprzód, z nadzieją w sercu. Nigdy nie będziesz szedł sam”. Tych słów muszę się także nauczyć, aby okazać wsparcie innym, doświadczającym bólu niepowodzenia w sprawach stanowiących treść ich życia.
Jego pierwszy sezon w Lidze Angielskiej (2001/ 2002) był bardzo udany. Następny zaczął się też pomyślnie, lecz później, nasz reprezentacyjny bramkarz, miał kilka wpadek. Największą zaliczył w meczu z Manchesterem United. Jamie Carragher w polu karnym zagrał głową do Dudka, jednak piłka prześlizgnęła mu się między nogami i Diego Forlan z bliska strzelił do pustej bramki. Angielskie gazety publikowały zdjęcia tej nieporadnej interwencji. Wydawcy prześcigali się w wymyślnych i drwiących tytułach. W rezultacie Jerzy Dudek został odsunięty od gry i posadzony na ławce rezerwowych. Ale to nie był koniec jego kariery. Bramkarz nie poddał się, ciężko pracował na treningach by znów osiągnąć sukces. Kiedy w sezonie 2004/2005 był odsuwany z gry, nie rezygnował, trenował wytrwale i trud się opłacił. Jerzy Dudek sięgnął, ze swoją klubową drużyną F.C. Liverpool, po puchar Ligii Mistrzów.
Gdy Jerzy Dudek przeżywał trudne chwile w swojej zawodowej karierze, piłkarze The Reds założyli koszulki z napisem: „Jurek jesteśmy z tobą”. Ta postawa była odzwierciedleniem filozofii klubu, którego hymn głosi: „Więc idź poprzez deszcz, idź poprzez wiatr – nawet, gdy twoje marzenia zostaną zniszczone i rozwiane. Idź naprzód, z nadzieją w sercu. Nigdy nie będziesz szedł sam”.
Porażki, choć tego nie chcemy, to jeden z elementów naszego życia. Wraz z nimi pojawia się zniechęcenie. Mnożą się wątpliwości: „Czy nadaję się do tego, co robię?”, „A może trzeba dać sobie spokój…”. Także w chrześcijańskim życiu i służbie pojawiają się okresy, o których wolelibyśmy zapomnieć. Przynajmniej ja tak miewam. Czasami doświadczamy „wpadek” i puszczamy „szmaty” (używając terminów piłkarskich). Wzlatujemy jak orły lecz kończymy jak krety – z nosem w ziemi.
Batalia ze zniechęceniem, które towarzyszy niepowodzeniom w różnych dziedzinach życia, jest jedną z największych bitew, jakie musimy staczać. W wirze tej batalii jakże ważna może okazać się rola innych chrześcijan, aby wrócić na „szczyt” i do miejsca użyteczności. Mnie też dane było doświadczyć pomocy przyjaznych ludzi w sytuacji osamotnienia, zniechęcenia czy frustracji wynikającej z niepowodzeń. Ich postawa była praktycznym wyrazem słów Pawła: „Jedni drugich brzemiona noście, a tak wypełnijcie zakon Chrystusowy”. Porażka, rezygnacja, zmęczenie, słabość, niezdarność, osamotnienie, brak powodzenia, to niektóre rodzaje brzemion, które nosimy. Tekst biblijny zachęca nas, abyśmy byli gotowi zaangażować się w pomoc tym, którzy doświadczają tego typu rzeczy. Sam też potrzebuję uczyć się takiej właśnie postawy. Łatwiej krytykować niż zachęcać. Prościej drwić z niepowodzeń niż podać pomocną dłoń…
Oby w naszym życiu więcej było takich osób, które w obliczu porażek, jakie ponieśliśmy będą śpiewać nam słowa tej pieśni: „Więc idź poprzez deszcz, idź poprzez wiatr – nawet, gdy twoje marzenia zostaną zniszczone i rozwiane. Idź naprzód, z nadzieją w sercu. Nigdy nie będziesz szedł sam”. Tych słów muszę się także nauczyć, aby okazać wsparcie innym, doświadczającym bólu niepowodzenia w sprawach stanowiących treść ich życia.
sobota, 5 maja 2018
ROK DLA NIEPODLEGŁEJ
„Istnieje dysproporcja pomiędzy dużym wkładem w dorobek narodowy, a procentowym udziałem społeczności ewangelickiej w populacji narodu i kraju. Jednak świadomość społeczna tego wkładu jest bliska zeru…”.
Powyższe słowa pochodzą z referatu dr Jana Szturca „Wkład ewangelików do kultury polskiej” wygłoszonego podczas sesji naukowej pt. „Biblia od czasów Murzynowskiego do dzisiaj”, która odbyła się 5 września 2003 roku w Płocku.
Obecność ewangelików w historii Polski zaznacza się w takich dziedzinach jak: architektura, muzyka, piśmiennictwo, teatr, film, nauki ścisłe, ekonomia, przemysł, polityka czy wojskowość. Trudno znaleźć taki segment życia społecznego, w którym nie można by wskazać trwałego śladu, jaki pozostawili po sobie polscy protestanci.
We wspomnianym referacie Dr Jan Szturc wymienił też ewangelików walczących o wolną Polskę. W „Roku dla Niepodległej”, kiedy przypominamy odzyskanie przez Polskę niepodległości, po 123 latach niebytu na mapie Europy, warto obalać fałszywy stereotyp jakoby protestanci byli elementem obcym polskiej kulturze, polskiemu temperamentowi i „polskiemu duchowi”.
Ważną ostoją polskości był, rozwijający się wśród Mazurów od pierwszej połowy XIX wieku aż do II wojny światowej, ruch gromadkarski. Istotą ruchu było gromadzenie się w grupach (gromadach) na modlitwę i czytaniu Biblii. Jedną z ważniejszych postaci pośród gromadkarzy był, urodzony w Waplewie k. Ostródy, Reinhold Barcz (1885-1942). Jako wydawca i redaktor „Głosu Ewangelijnego” drukował utwory autorów polskich i wzywał do pielęgnowania mowy ojczystej. Ryszard Otello napisał (w artykule pt. „Głos Ewangelijny” (1925-1939), Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr 1, 81-90.): „Kontakty redaktora z Polską sprawiały, że autorami kazań, rozmyślań i temu podobnych artykułów byli głównie polscy księża ewangeliccy: Karol Kotula, Edward Wende, Emil Jelinek, Kazimierz Ostachiewicz, Zygmunt Michelis. Korzystano też ze współpracy świeckich publicystów ewangelickich, na przykład Romana Dulicza”. Reinhold Barcz był represjonowany przez władze niemieckie, które w 1938 r. odebrały mu paszport i tym samym uniemożliwiły mu wyjazdy do Polski. Tuż przed wybuchem II wojny światowej władze nazistowskich Niemiec oskarżyły Barcza o zdradę narodu niemieckiego i skazały na karę śmierci, która została wykonana w berlińskim więzieniu Moabit.
Piszę ten tekst z perspektywy mieszkańca małego miasta w centrum Polski, gdzie pod moim artykułem zamieszczonym na lokalnym portalu, przywołującym postać Stanisława Murzynowskiego, pojawił się taki komentarz osoby o Nicku „Antyheretyk”: „Panie Piotrze, mimo szczątkowych zasług wichrzycieli prominencji protestanckiej faktem jest, że wyrządził on (protestantyzm) więcej szkody niż pożytku, a przecież «po owocach ich poznacie». Protestantyzm to awaria cywilizacyjna. W jego akt założycielski wpisany jest rozbój, rabunek, morderstwa o prześladowania. Uprawia Pan poprawną politycznie idealizację herezji protestanckiej przedstawiając młodzieńca z Murzynowa jako miłego, nieszkodliwego idealistę”.
Nie straciłem ochoty na „uprawienie poprawnej politycznie idealizacji herezji protestanckiej”. Jestem dumny z Reformacji i jej wpływu na polskie społeczeństwo. 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości to doskonały czas, aby przypominać, że Polak to nie jedynie katolik, a wśród tych, którzy pielęgnowali polskość i odegrali znaczącą rolę w budowaniu Rzeczpospolitej byli też protestanci.
Ciąg dalszy być może nastąpi.
Powyższe słowa pochodzą z referatu dr Jana Szturca „Wkład ewangelików do kultury polskiej” wygłoszonego podczas sesji naukowej pt. „Biblia od czasów Murzynowskiego do dzisiaj”, która odbyła się 5 września 2003 roku w Płocku.
Obecność ewangelików w historii Polski zaznacza się w takich dziedzinach jak: architektura, muzyka, piśmiennictwo, teatr, film, nauki ścisłe, ekonomia, przemysł, polityka czy wojskowość. Trudno znaleźć taki segment życia społecznego, w którym nie można by wskazać trwałego śladu, jaki pozostawili po sobie polscy protestanci.
We wspomnianym referacie Dr Jan Szturc wymienił też ewangelików walczących o wolną Polskę. W „Roku dla Niepodległej”, kiedy przypominamy odzyskanie przez Polskę niepodległości, po 123 latach niebytu na mapie Europy, warto obalać fałszywy stereotyp jakoby protestanci byli elementem obcym polskiej kulturze, polskiemu temperamentowi i „polskiemu duchowi”.
Ważną ostoją polskości był, rozwijający się wśród Mazurów od pierwszej połowy XIX wieku aż do II wojny światowej, ruch gromadkarski. Istotą ruchu było gromadzenie się w grupach (gromadach) na modlitwę i czytaniu Biblii. Jedną z ważniejszych postaci pośród gromadkarzy był, urodzony w Waplewie k. Ostródy, Reinhold Barcz (1885-1942). Jako wydawca i redaktor „Głosu Ewangelijnego” drukował utwory autorów polskich i wzywał do pielęgnowania mowy ojczystej. Ryszard Otello napisał (w artykule pt. „Głos Ewangelijny” (1925-1939), Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr 1, 81-90.): „Kontakty redaktora z Polską sprawiały, że autorami kazań, rozmyślań i temu podobnych artykułów byli głównie polscy księża ewangeliccy: Karol Kotula, Edward Wende, Emil Jelinek, Kazimierz Ostachiewicz, Zygmunt Michelis. Korzystano też ze współpracy świeckich publicystów ewangelickich, na przykład Romana Dulicza”. Reinhold Barcz był represjonowany przez władze niemieckie, które w 1938 r. odebrały mu paszport i tym samym uniemożliwiły mu wyjazdy do Polski. Tuż przed wybuchem II wojny światowej władze nazistowskich Niemiec oskarżyły Barcza o zdradę narodu niemieckiego i skazały na karę śmierci, która została wykonana w berlińskim więzieniu Moabit.
Piszę ten tekst z perspektywy mieszkańca małego miasta w centrum Polski, gdzie pod moim artykułem zamieszczonym na lokalnym portalu, przywołującym postać Stanisława Murzynowskiego, pojawił się taki komentarz osoby o Nicku „Antyheretyk”: „Panie Piotrze, mimo szczątkowych zasług wichrzycieli prominencji protestanckiej faktem jest, że wyrządził on (protestantyzm) więcej szkody niż pożytku, a przecież «po owocach ich poznacie». Protestantyzm to awaria cywilizacyjna. W jego akt założycielski wpisany jest rozbój, rabunek, morderstwa o prześladowania. Uprawia Pan poprawną politycznie idealizację herezji protestanckiej przedstawiając młodzieńca z Murzynowa jako miłego, nieszkodliwego idealistę”.
Nie straciłem ochoty na „uprawienie poprawnej politycznie idealizacji herezji protestanckiej”. Jestem dumny z Reformacji i jej wpływu na polskie społeczeństwo. 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości to doskonały czas, aby przypominać, że Polak to nie jedynie katolik, a wśród tych, którzy pielęgnowali polskość i odegrali znaczącą rolę w budowaniu Rzeczpospolitej byli też protestanci.
Ciąg dalszy być może nastąpi.
środa, 4 kwietnia 2018
RATUJMY KOBIETY
Kadr z filmu Nikczemny handlarz dusz |
Takimi słowami rozpoczął swoją mowę, wygłoszoną w ramach konferencji TED, Ziauddin Yousafzai – ojciec, znanej opinii publicznej, Malali. Malala Yousafzai, dziś dwudziestoletnia dziewczyna, dała się poznać światowej społeczności dzięki swej determinacji i walce na rzecz dostępu do edukacji dla dziewcząt w Pakistanie. Pakistan, podobnie jak wiele innych państw muzułmańskich, systemowo odmawia dziewczętom dostępu do nauki na równych prawach z chłopcami. W państwach gdzie dominuje islam znane są przypadki brutalnych ataków na kobiety, które chcą się kształcić.
Wiele problemów kobiet, we współczesnym świecie, jest uwarunkowanych kulturowo. W niektórych patriarchalnych społeczeństwach Afryki czy Azji dziewczynki, od dnia narodzin, naznaczone są piętnem tych „gorszych” i mniej wartościowych.
Przykładowo w Indiach narodziny dziewczynek traktowane są przez rodziców jako źródło problemów. Dlaczego? Ponieważ córki są ciężarem finansowym dla rodziny. W dniu ślubu trzeba dać dziewczynie ogromny posag, a w przypadku kilku córek może to oznaczać bankructwo dla ojców. Rodzice nie przykładają wagi do edukacji czy opieki zdrowotnej dla dziewcząt. Inwestowanie w przyszłość córki to strata czasu i pieniędzy. Przysłowie głosi: „Wychowywać córkę, to jak podlewać pole sąsiada”. Zabójstwa dziewczynek, często w kilka dni po urodzeniu, są tragiczną praktyką w Indiach.
Problemów współczesnych kobiet nie należy jednak szukać jedynie w odległych kulturowo miejscach. Jedną z takich udręk jest kwestia seksualnego wykorzystywania i niewolnictwa. Może nam się błędnie wydawać, że niewolnictwo seksualne występuje jedynie wśród członków grup islamskich ekstremistów, takich jak nigeryjskie Boko Haram. Ale to przecież w europejskiej części Stambułu, w dzielnicy Aksaray, znajduje się jeden z największych targów niewolniczych, gdzie można kupić kobiety jako niewolnice seksualne. Większość z nich pochodzi z krajów środkowej i wschodniej części Europy: z Mołdawii, Rumunii, Bułgarii, Węgier, a także z Polski. Według ekspertów zajmujących się tym problemem handel młodymi kobietami, sprzedawanymi w celu seksualnego wyzysku, na początku XXI wieku przeżywa niebywały rozkwit. O skali tego zjawiska opowiada głośny dokument „Nikczemny handlarz dusz” w reż. Benjamina Nolota i Matta Dickey’a.
Niewolnictwo seksualne ściśle łączy się z przemysłem pornograficznym, który, jak się okazuje, natrafia na chłonny rynek w Polsce. Polska jest w czołówce krajów, które oglądają najwięcej pornografii. Pornografia i seksualne niewolnictwo, to często dwie różne strony tego samego medalu. Pornografia uczy wielu kłamstw na temat kobiet. Tak pisał o jednym z nich Gene McConnell: „Wszyscy wiedzieliśmy zdjęcia lśniących samochodów z rozciągniętymi na nich seksownymi dziewczynami. Ich ukryte przesłanie brzmi: «Kup go, a dostaniesz dwa w jednym». Twarda pornografia posuwa się z tym nawet dalej. Ostentacyjnie wystawia kobiety na pokaz, niczym towar w jakimś katalogu, obnażając je tak bardzo jak to tylko możliwe, by «klient» mógł się dobrze przyjrzeć. Nic dziwnego, że wielu młodych mężczyzn myśli, że jeśli wydało trochę pieniędzy umawiając się na randki z dziewczyną, ma prawo do seksu z nią. Pornografia wmawia, że kobietę można kupić”.
Inne kłamstwa „zaszczepiane” w umysłach za sprawą pornografii, zdaniem Gene McConnella, to przekonania, że: „Kobiety nie są pełnowartościowymi ludźmi”, „Wartość kobiety zależy od atrakcyjności jej ciała” czy „Kobiety powinny być poniżane”.
Prawna delegalizacja pornografii i prostytucji jest, moim zdaniem, ważnym krokiem ku naprawie rzeczywistości naznaczonej przemocą wobec kobiet. Mam wrażenie, że wśród osób, które na swoich sztandarach politycznej aktywności wypisały hasła obrony praw kobiet, sprawa pornografii i prostytucji jest jakby marginalizowana. Dlaczego?
Rzeczywistość, gdzie kobiety dotknięte są jakąkolwiek formą pogardy, wymaga działań, które mogły zmienić ten stan rzeczy. Jedną z takich aktywności jest powiedzenie „NIE” pornografii. Spośród wielu palących kwestii, które rażą skalą niesprawiedliwości, przemoc wobec kobiet, wraz towarzyszącymi jej pornografią i prostytucją, wymaga zajęcia zdecydowanego stanowiska. Obecność pornografii w przestrzeni publicznej powinna spotkać się z sprzeciwem każdego, kto jest zainteresowany tym, aby czynić świat lepszym miejscem do życia.
Z życzeniami zmieniania świata na lepsze.
PS
środa, 28 marca 2018
wtorek, 27 marca 2018
PAKISTAN - DWIE TWARZE
Pakistan – kraj, którego nie odwiedza się bez konkretnej przyczyny. Jego nazwa najczęściej pojawia się w mediach w kontekście Talibów i zamachów terrorystycznych, przeprowadzanych w imię religii. Ten obraz dominuje w powszechnej świadomości, a dramatyczne wydarzenia niszczą wizerunek całego kraju i prowadzą do jego izolacji. Pakistan ma jednak drugą twarz. Twarz ludzi serdecznych, gościnnych i tolerancyjnych. To właśnie z nimi spotyka się Tomek Michniewicz. Razem z górskimi tragarzami będzie wędrował do obozu pod Nanga Parbat, a w Lahore weźmie udział w mistycznych rytuałach wyznawców sufizmu – najbardziej tolerancyjnego nurtu islamu.
poniedziałek, 26 marca 2018
niedziela, 25 lutego 2018
PYTANIA O WIARĘ
Zdarza mi się rozmawiać z osobami, które określają się mianem „Świadków Jehowy”. To dość liczna grupa religijna w Polsce. W moim, wszak niewielkim, mieście posiadają ładny budynek (zwany Salą Królestwa) i często spotykam, w różnych punktach miasta, stojących z broszurami i publikacjami, w których opisane są głoszone przez nich nauki. Czasami bywali gośćmi w moim domu. Zawsze były to dwie osoby. Często kobieta i mężczyzna, czasem dwie kobiety lub dwóch mężczyzn. Ponieważ generalnie lubię rozmawiać z ludźmi, więc kiedy pukali do mych drzwi zapraszałem ich do środka i, po wysłuchaniu tego z czym przyszli, próbowałem skierować rozmowę na interesujące mnie tematy. Właściwie to zadawałem im pytania: „Na czym polega istota Waszej wiary?”, „Co musiałbym zrobić, aby stać się Świadkiem Jehowy?”, „Skąd wiecie, że Wasza religia jest właściwa?”, „Jaki jest Wasz stosunek do tekstu biblijnego?”, „Czy nie będąc Świadkiem Jehowy mogę zostać zbawiony?” itp. Te rozmowy bywały różne, najczęściej moi rozmówcy okazywali pozytywne zdziwienie, kiedy podczas rozmowy brałem do ręki jakiś egzemplarz Biblii: „O, jakie to niezwykłe, że Pan czyta Biblię. To taka rzadkość” – mówili. Zauważyłem, że ŚJ nie za bardzo lubili udzielać odpowiedzi na moje pytania. Zwykle przychodzili z konkretnym tematem i bardzo chcieli się trzymać ustalonego wcześniej harmonogramu. Kiedy rozmowa stawała się dla nich niewygodna mówili, że już niestety muszą iść, ale chętnie wrócą innym razem. Niestety nie zdarzyło mi się doświadczyć tego „innego razu”. Ci, którzy byli raz, już nie wykazali chęci, aby kontynuować rozmowę… Choć starałem się przecież być uprzejmy, grzeczny i okazywałem im gościnność – czasami częstowałem herbatą i ciastkiem. Bardzo często próbowałem zachęcić ich do przeczytania jakiejś publikacji, która w rzeczowy (nie agresywny) i usystematyzowany sposób polemizuje z naukami Świadków Jehowy, wskazując na niezgodność tych nauk z tekstem biblijnym. Próbowałem zwykle zachęcać takim tekstem: „Mam taką publikację, której autor podważa prawdziwość waszej nauki na gruncie Biblii, czy możecie to przeczytać i ustosunkować się do stawianych zarzutów?”. Jeszcze nigdy nie spotkałem Świadka Jehowy, który przyjąłby ode mnie jakąkolwiek publikację i zechciał zapoznać się z jej treścią. Próbowałem argumentować, że to w co wierzymy powinno przejść przez próbę zmierzenia się opozycją wobec naszych przekonań. Ale ŚJ pozostawali niewzruszeni na moje prośby.
I to jest, w moim przekonaniu, dziwne. Przecież warto zastanawiać się nad prawdziwością naszych poglądów i prawd wiary, czyż nie? A jednym ze sposobów, na zaistnienie takiej refleksji nad istotą tego w co wierzę, jest zderzenie się z opozycją wobec moich poglądów. Ja lubię pytania w stylu: „Na czym oparta jest moja wiara?”, „Czy tekst biblijny potwierdza prawdziwość moich przekonań?”, „Co jest słabością moich przekonać?”, „Jakie są argumenty oponentów wobec moich przekonań i mojej wiary?”, „Czy ich argumenty mogą podważyć sens tego w co wierzę?” itp.
Znam też ludzi, którzy nigdy nie zadali sobie trudu, aby zastanowić się nad prostym pytaniem: „W co i dlaczego wierzę?”, ale to już temat na inne rozważanie…
I to jest, w moim przekonaniu, dziwne. Przecież warto zastanawiać się nad prawdziwością naszych poglądów i prawd wiary, czyż nie? A jednym ze sposobów, na zaistnienie takiej refleksji nad istotą tego w co wierzę, jest zderzenie się z opozycją wobec moich poglądów. Ja lubię pytania w stylu: „Na czym oparta jest moja wiara?”, „Czy tekst biblijny potwierdza prawdziwość moich przekonań?”, „Co jest słabością moich przekonać?”, „Jakie są argumenty oponentów wobec moich przekonań i mojej wiary?”, „Czy ich argumenty mogą podważyć sens tego w co wierzę?” itp.
Znam też ludzi, którzy nigdy nie zadali sobie trudu, aby zastanowić się nad prostym pytaniem: „W co i dlaczego wierzę?”, ale to już temat na inne rozważanie…
wtorek, 6 lutego 2018
REFLEKSJA Z HISTORIĄ NIENAWIŚCI DO ŻYDÓW W TLE
Przeczytałem dziś kilka (kilkanaście) komentarzy, w
których ich autorzy dają upust swojej nienawiści wobec Żydów, w związku z zaistniałym
napięciem na linii „Polska-Izrael”. Podczas czytania towarzyszył mi wstyd,
smutek i bezradność… Stąd też poniższa refleksja.
Księga Estery opisuje, obecną w czasach króla Aswerusa
(Kserksesa), nienawiść wobec Żydów i, podjęty przez Hamana, zamiar ich
zniszczenia. Jednak dzięki odwadze Estery i jej kuzyna Mordechaja
(Mardocheusza), udało się udaremnić te niecne plany. Na prośbę Estery Aswerus
wydał rozkaz zezwalający Żydom na zorganizowanie zbrojnej samoobrony i
zniszczenie swoich wrogów. Żydzi ocaleli.
Historia Żydów była naznaczona wieloma tragicznymi
wydarzeniami. Nie zawsze udało się odwrócić dramatyczne koleje losu, tak jak
miało to miejsce w biblijnej historii.
Żyjący w I wieku po Chrystusie, Filon z Aleksandrii – Żyd
z diaspory – opisał tragedię Żydów aleksandryjskich, która rozegrała się czasów
za namiestnictwa Flakkusa w 38 r. Pogrom poprzedzony był kampanią oszczerstw i
absurdalnych oskarżeń wysuwanych wobec Żydów. Antyżydowską propagandę szerzyli
uczeni Aleksandryjskiego Muzejonu. Początkowo słynna akademia prezentowała
przyjazny stosunek do Żydów, ale w I wieku po Chrystusie stała się siedliskiem
judeofobów. Ewa Osek we wprowadzeniu do dzieła Filona z Aleksandrii „Flakkus.
Pierwszy pogrom Żydów w Aleksandrii”, pisze: „W czasach Fliona za czołowego
pisarza judeofoba uchodził Apion Gramatyk (30/20 przed Chr. – 45/49 po Chr.),
błyskotliwy Egipcjanin z Wielkiej Oazy (ob. el-Kargeh), który został rektorem
Muzejonu, a oprócz tego jeździł po Grecji i Italii z popularyzatorskimi
wykładami o Homerze, Safonie, Anakreoncie, Apicjuszu, Pitagorasie, piramidach i
magii (…) Dziełem jego życia była monumentalna „Historia Egiptu” w pięciu
księgach – plagiat dzieła Manetona. Wersja Apiona zawierała dodatkowo ataki na
żydowskie obyczaje i znienawidzonych aleksandryjskich Żydów oraz etymologiczne
spekulacje tego rodzaju, że wyraz sabbaton („szabat”) pochodzi od egipskiego
sabbo („obrzęk w pachwinie”). Ta kłopotliwa przypadłość, dowodził Apion,
dotknęła Żydów podczas wyjścia z Egiptu po sześciu dniach marszu i zmusiła do
odpoczynku”.
Apion spopularyzował opowieść o Żydach, którzy mieli co
roku porywać cudzoziemca greckiego, aby go tuczyć przez rok, a następnie zabić
i spożywać jego mięso. Po dokonanym mordzie składali rzekomo przysięgę, że
pozostaną wrogami Greków.
Apion drwił z praktykowanego wśród Żydów obrzezania,
zakazu spożywania wieprzowiny i składania ofiar z owiec, krów czy kóz. Zarzucał
Żydom brak praw obywatelskich, negatywny stosunek do egipskich bóstw i kultu
cezara. Przypisywał im skłonności buntownicze.
Zaczęło się od słów, a skończyło na aktach fizycznej
nienawiści i pogromie. Flakkus – namiestnik rzymski w Aleksandrii – wydał edykt
znoszący żydowską autonomię i odbierający Żydom ich dotychczasowe prawa
polityczne. Ten przepis prawa otworzył drzwi do pogromów. „Aleksandryjczycy
uznali, że mają prawo do grabieży żydowskiego mienia i domów, a nawet eksmisji
ich właścicieli do jednej, nieproporcjonalnie małej w stosunku do liczby wysiedleńców
dzielnicy”, pisze Ewa Osek. Żydzi zostali przez swoich sąsiadów zamknięci w
getcie, gdzie cierpieli głód.
Filon z Aleksandrii tak relacjonuje ekspresję nienawiści „wyuzdanego
tłumu” wobec Żydów: „Napastnicy, jeśli gdzieś zobaczyli Żydów, natychmiast
rzucali w nich kamieniami albo ich bili drewnianymi pałkami. Wielu Żydów
zostało zarąbanych ciosami mieczy, wielu zginęło w płomieniach. Najbardziej
rozbestwieni palili pośrodku miasta całe rodziny żydowskie: mężów razem z
żonami, dzieci z rodzicami, bez litości dla starości, młodości czy niewinnego
wieku dzieci (…) oprawcy palili Żydów na stosach z ich własnych mebli, które im
zrabowali. Cenne meble pozabierali dla siebie, ale mniej wartościowe palili,
posługując się nimi jak drewnem na podpałkę. Wielu Żydów, jeszcze żywych,
uwiązywali za jedną nogę w kostce, żeby ich w ten sposób wlec. Następnie bili,
kopali, torturowali wymyślając dla nich jak najokrutniejsze rodzaje mąk. Nawet śmierć
ofiar nie uśmierzała ich wściekłości, pastwili się nad zwłokami”.
Przemoc i agresja fizyczna jest zwykle tylko końcowym
efektem oszczerczych i nienawistnych słów. Czasami zaczyna się od satyrycznych i
propagandowych rysunków, jak takich, które były też publikowane w polskiej
prasie w latach 1919-1939. Żydzi byli przedstawiani z wielkimi nosami,
wyłupiastymi oczami, wampirzymi kłami i zwierzęcymi łapskami chciwie
sięgającymi po polską własność. Rysunki miały wzbudzać odrazę do Żydów,
utrwalały stereotyp Żyda jako intruza i wroga.
Chciałbym wierzyć, że potrafimy wyciągać wnioski z
tragicznej przeszłości i jesteśmy zdolni do budowania rzeczywistości w
atmosferze wolnej od stereotypów, uprzedzeń i nacechowanych nienawiścią słów.
Ale niestety tak nie jest…
Na celowniku naszej – polskiej nienawiści (niechęci) –
wciąż pozostają ci „inni”. W raporcie, z 2016 roku, poświęconym badaniu
przemocy werbalnej wobec grup mniejszościowych, opracowanym przez Fundację im.
Stefana Batorego we współpracy z Centrum Badań nad Uprzedzeniami (interdyscyplinarną
jednostką Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego), można przeczytać,
że w opinii 63 proc. badanych Romowie to „oszuści i przestępcy”, a za grzechy
historii najdotkliwiej powinni odpokutować Ukraińcy (uważa tak 79,2 proc.
badanych) oraz Żydzi (59,1 proc.). Jednoznaczne negatywne emocje wywołują osoby
czarnoskóre – 100 proc. opinii na ich temat podszyte jest werbalną odrazą:
„dzicz”, „brak inteligencji”. Tylko my – Polacy – jesteśmy bez skazy. Niedługo
uchwalone zostanie prawo, które jednoznacznie to wykaże i będzie penalizować
każdy przejaw negowania tej oczywistej oczywistości.
poniedziałek, 15 stycznia 2018
GAŚNO. POWSTANIE STYCZNIOWE, OLĘDRZY I REFORMACJA
Pomnik bitwy 1863 r. w miejscowości Gaśno |
Warto wspomnieć, że geneza kolonizacji olęderskiej związana jest bezpośrednio z ruchami reformacyjnymi i emigracją menonitów z terenów Fryzji i Północnych Niderlandów. Nazwa Mennonici pochodzi od jednego z przywódców XVI-wiecznej reformacji, urodzonego we Fryzji, Menno Simonsa (1496-1561). Z całą pewnością tej postaci należy się ważne miejsce w historii Kościoła, obok takich reformatorów jak Ulrich Zwingli (1484-1531), Jan Kalwin (1509-1564) czy Marcin Luter (1483-1546). Osoby identyfikujące się z nurtem holenderskiej reformacji nazywali siebie „braćmi”, a w literaturze poświeconej historii Kościoła określani są też jako anabaptyści („nowochrzczeńcy”).
Simons urodził się Witmarsum we Fryzji – małej miejscowości położonej kilkanaście kilometrów od Morza Północnego. Był katolickim duchownym i dwanaście lat służył jako parafialny ksiądz, w tym pięć lat w rodzinnym Witmarsum. Odejście od doktryn Kościoła rzymskiego, w przypadku Menno Simonsa, było długim i trwającym kilka lat procesem. O swojej duchowej odnowie wspominał: „Bóg miłosierdzia, przez Swą obfitą łaskę okazaną mi nędznemu grzesznikowi, dotknąwszy mego serca, dał mi nowy umysł, upokorzył mnie w bojaźni przed Nim, pouczył mnie abym siebie poznał, wybawiając z drogi śmierci i łaskawie wezwał mnie na wąską drogę życia, do społeczności z Jego świętymi. Jemu chwała na wieki, amen”. W styczniu 1536 roku został ochrzczony (przez zanurzenie), mniej więcej w tym samym czasie ożenił się, a swoje ostatnie 25 lat życia poświecił służbie duszpasterskiej wśród „braci” i głoszeniu prawd Ewangelii. Podróżował przekraczając granicę Niderlandów, przebywał w Niemczech, publikował książki i broszury, a o owocach swojej działalności tak pisał: „nie tylko wiele dumnych, upartych serc ukorzyło się, wielu nieczystych stało się czystymi, wielu pijaków porzuciło picie, wielu chciwców stało się hojnymi, wielu okrutnych łagodnymi, a bezbożnych pobożnymi, ale także przez nasze świadectwo, które zwiastujemy, nawróceni, wierni ludzie poświęcili swoje dobra i wydali ciała na tortury i śmierć”.
Menno Simons istotę chrześcijaństwa rozumiał bardzo prosto: „Kościół Chrystusa składa się z wybranych przez Boga Jego świętych i umiłowanych, którzy obmyli swoje szaty w krwi Baranka, którzy narodzili się z Boga i są prowadzeni Chrystusowym Duchem, którzy są w Chrystusie a Chrystus jest w nich, którzy słuchają Jego Słowa i wierzą mu, a w swej słabości żyją zgodnie z Jego przykazaniami, cierpliwie i w cichości wstępując w Jego ślady”.
Niderlandzki (i nie tylko) ruch reformacyjny okupiony był męczeństwem wielu chrześcijan. O prześladowaniach, podkreślając ich duchową (demoniczną) inspirację, tak pisał Menno Simons: „Szatan musi oskarżać i mordować, ponieważ, jak uczy Pismo, taka jest jego prawdziwa natura i dzieło”. Więzienie, wymyślne tortury, zmuszanie do aktów seksualnych były tragiczną rzeczywistością z którą musieli zmierzyć się zwolennicy reformacji. Wśród świadectw męczenników znana jest historia, utopionego w beczce, Jorisa Wippe, którego ciało wisiało głową w dół na murze miasta Dortrecht. W swoich pożegnanych słowach zwracał się do dzieci: „zobowiązuje was, Joos i Hanken, abyście razem z Barbelken, waszą posłuszną siostrą, opiekowali sie waszymi małymi trzema siostrzyczkami i Pierkenem, uczcie ich czytać i pracować, aby wzrastały we wszelkiej sprawiedliwości ku chwale Bożej i zbawieniu swoich dusz”.
Niepokojeni (prześladowani) w Europie Zachodniej menonici znajdowali schronienie na ziemiach polskich (Polska była tolerancyjnym i otwartym na przybyszów państwem) i byli cennymi osadnikami, gdyż doskonale radzili sobie z powodziami, osuszaniem terenów zalewowych i przystosowaniem ich do upraw rolnych. Religijność menonicka była bardzo praktyczna i przejawiała się m.in. opieką nad starcami i biedakami, zgodnie z regułą: „w naszej wspólnocie opiekujemy się ubogimi w ten sposób, że chorych, biednych, wdowy i sieroty naszej wspólnoty wspieramy radą i czynem tak długo, jak długo brakuje im środków do życia”.
Menonici, jak pisze Wojciech Marchlewski w książce „Menonici. Życie codzienne od kuchni”, „jeszcze w XVII wieku postrzegani byli przez swoich sąsiadów jako ludzie o wyjątkowej moralności, surowej obserwie i purytańskich obyczajach. Całkowicie wstrzymywali się od picia alkoholu i palenia tytoniu; używali bardzo skromnych i prostych ubrań w barwach ciemnych i szarych”.
Położona niedaleko od Gostynina wieś Gaśno jest jedną z ponad 100 miejscowości Mazowsza ujętych w katalogu zabytków osadnictwa holenderskiego w Polsce.
piątek, 12 stycznia 2018
ABORCJA
Kwestia aborcji, która znów stała się medialna, to nie tylko sprawa naszego porządku prawnego. Temat aborcji był, jest i pewnie będzie dyskutowany w wielu krajach świata. W 1973 roku sąd najwyższy w Waszyngtonie zawyrokował, że przerwanie ciąży jest prawem kobiety.
A tak na temat aborcji, dziesięć lat później, wypowiadał się czterdziesty prezydent Stanów Zjednoczonych – Ronald Reagan – w eseju „Aborcja, a sumienie narodu”:
Dziesiąta rocznica decyzji Sądu Najwyższego w sprawie Roe v. Wade jest dobrą porą, abyśmy przystanęli i zastanowili się. Nasze narodowe prawo do aborcji na żądanie przez całe dziewięć miesięcy ciąży nie było przegłosowane przez obywateli ani nie zostało ustanowione przez naszych prawodawców – żaden stan nie miał tak nieograniczonej aborcji, dopóki Sąd Najwyższy nie uczynił z niej narodowego prawa w roku 1973. Jednak konsekwencje tej sądowej decyzji są teraz oczywiste: od roku 1973 ponad 15 milionów nienarodzonych dzieci pozbawiono życia przez zalegalizowane aborcje. To dziesięciokrotnie więcej Amerykanów, niż zginęło ich we wszystkich wojnach, jakie toczył nasz naród.
Nie popełnijmy błędu, aborcja na żądanie nie jest prawem ustanowionym przez Konstytucję. Żaden poważny naukowiec, wliczając tych, którzy skłonni są zgadzać się z wnioskami sądu, nie twierdzi, że twórcy Konstytucji zamierzali stworzyć takie prawo. Wkrótce po decyzji Roe v. Wade, profesor John Hart Ely, obecnie Dziekan Wydziału Prawa na Uniwersytecie Stanford, napisał, że opinia “nie jest prawem konstytucyjnym i prawie nie stwarza poczucia obowiązku, by próbować nią być”. Jasne słowa Konstytucji nigdzie nawet nie sugerują “prawa” równie radykalnego jak to pozwalające na aborcję aż do momentu narodzenia dziecka. A jednak tak zarządził sąd.
Przez zwykłe postanowienie i użycie “bezwzględnej siły sądu” (używając dosadnego określenia sędziego White’a) decyzja siedmioosobowej większości w sprawie Roe v. Wade jak dotąd utrzymuje się w mocy. Jednak decyzja sądu w żaden sposób nie rozstrzygnęła debaty. Wręcz przeciwnie, Roe v.Wade stało się ościeniem nieustannie poruszającym sumienie narodu. Aborcja dotyczy nie tylko nienarodzonego dziecka, dotyczy każdego z nas. Angielski poeta, John Donne napisał: ”...śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, ponieważ jestem [aktywnie] częścią ludzkości; dlatego też nie posyłaj, by się dowiedzieć komu bije dzwon, bije dla ciebie”.
Nie możemy umniejszać wartości jednej kategorii ludzkiego życia – nienarodzonych – bez umniejszania wartości każdego ludzkiego życia. Widzieliśmy tragiczne dowody tego truizmu w ubiegłym roku, kiedy sądy w Indianie zezwoliły na śmierć przez zagłodzenie „Dziecka Doe” w Bloomington, ponieważ dziecko miało zespół Downa.
Wielu naszych współobywateli smuci się z powodu utraty życia, które stało się następstwem Roe v. Wade. Margaret Heckler, wkrótce po otrzymaniu nominacji na szefa największego ministerstwa w naszym rządzie, Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej, powiedziała publicznie, iż wierzy, że aborcja jest największym problemem moralnym, przed jakim stoi obecnie nasz kraj. Wielebna Matka Teresa, która pracuje na ulicach Kalkuty, służąc umierającym ludziom w swojej słynnej na całym świecie misji miłości, powiedziała, że: “największym nieszczęściem naszych czasów jest powszechna aborcja dzieci”.
Przez pierwsze dwa lata mojego administrowania [krajem] blisko śledziłem i pomagałem wysiłkom w Kongresie, by odwrócić falę aborcji – wysiłkom kongresmanów, senatorów i obywateli odpowiadających na niecierpiący zwłoki kryzys moralny. Ku memu wielkiemu ubolewaniu dostrzegłem także zmasowane wysiłki tych, którzy pod sztandarem “wolności wyboru” zablokowali, jak do tej pory, wszelkie starania, by zapobiec powszechnej w całym kraju aborcji na żądanie.
Pomimo ogromnych przeszkód stojących przed nami, nie wolno nam się załamywać. To nie pierwszy raz nasz kraj został podzielony przez decyzję Sądu Najwyższego, który odmówił i nie uznał wartości życia niektórych ludzi. Decyzja Dred Scott z 1857 roku nie została zmieniona w ciągu jednego dnia, roku czy nawet dekady. Na początku niewielka mniejszość Amerykanów zdała sobie sprawę i ubolewała nad moralnym kryzysem spowodowanym nieuznaniem pełnego człowieczeństwa naszych czarnych braci i sióstr; jednak ta mniejszość wytrwała w swoim dążeniu do celu i ostatecznie zwyciężyła. Dokonali tego, apelując do serc i umysłów swoich współobywateli, do prawdy o ludzkiej godności wobec Boga. Dzięki ich przykładowi wiemy, że szacunek dla świętości ludzkiego życia jest zbyt głęboko wyryty w sercach naszych ludzi, by zostać na zawsze przytłumiony. Ogromna większość Amerykanów nie wyraziła jeszcze swojego zdania i nie możemy oczekiwać, że to uczynią – bardziej niż zerwało się publiczne oburzenie wobec niewolnictwa – dopóki sprawa [aborcji] nie zostanie jasno ujęta i przedstawiona.
O co więc tak naprawdę chodzi? Często powtarzałem, że kiedy mówimy o aborcji, to mówimy o dwóch życiach – życiu matki i życiu nienarodzonego dziecka. Inaczej, dlaczego nazywalibyśmy kobietę w ciąży matką? Mówiłem także, że każdy, kto nie jest pewien, że mamy do czynienia z drugim ludzkim życiem, powinien wyraźnie przechylić szalę na korzyść życia. Jeśli nie wiesz, czy ktoś jeszcze żyje, czy już umarł, to nigdy go nie pochowasz. Myślę, że tylko ten aspekt powinien wystarczyć nam wszystkim, by żądać i dążyć do ochrony nienarodzonych.
Argumenty przeciwko aborcji nie kończą się jedynie na tym, ponieważ praktyka medyczna potwierdza na każdym kroku słuszność tych moralnych przekonań. Nowoczesna medycyna traktuje nienarodzone dziecko jako pacjenta. Pionierzy w dziedzinie medycyny dokonali ogromnego przełomu w leczeniu problemów genetycznych, niedoboru witamin, nieregularnego rytmu serca i innych stanów medycznych u nienarodzonych. Któż może zapomnieć opisaną przez George’a Willsa poruszającą historię małego chłopca, który przeszedł sześć operacji mózgu w ciągu dziewięciu tygodni jeszcze przed swoim narodzeniem? Czyż pacjentem nie jest ta drobniutka nienarodzona istota ludzka, odczuwająca ból, kiedy zbliża się do niej lekarz, aby ją zabić, a nie leczyć?
Prawdziwym pytaniem dzisiaj nie jest to, kiedy zaczyna się ludzkie życie, ale ile jest ono warte? Aborcjonista, który układa ramiona i nóżki malutkiego dziecka, aby upewnić się, że wszystkie jego części zostały usunięte z łona matki, nie może wątpić, że jest to istota ludzka. Prawdziwym pytaniem dla niego i dla nas wszystkich jest to, czy to malutkie ludzkie życie ma dane [mu] od Boga prawo do legalnej ochrony, które wszyscy posiadamy.
Czyż dramatycznym potwierdzeniem prawdziwej istoty sprawy nie jest sprawa Baby Doe z Bloomignton w Indianie? Śmierć tego malutkiego niemowlaka rozdarła serca wszystkich Amerykanów, ponieważ dziecko było niezaprzeczalnie człowiekiem – leżącym bezbronnie przed oczami lekarzy i całego narodu. Rzeczywistym pytaniem dla sądu nie było to, czy Baby Doe jest istotą ludzką. Rzeczywistym pytaniem było to, czy chronić życie człowieka, który ma zespół Downa i który prawdopodobnie byłby upośledzony umysłowo, ale który potrzebował rutynowej operacji chirurgicznej, by odblokować przełyk i umożliwić mu spożywanie pokarmu. Lekarz, zeznając przed sądem, stwierdził, że nawet po rozwiązaniu fizycznego problemu dziecka, Baby Doe nie będzie miało “istniejącej” możliwości na “w minimalnym stopniu adekwatną jakość życia” – innymi słowy, ta retardacja stała się równorzędna z przestępstwem zasługującym na karę śmierci. Sędzia pozwolił, aby Baby Doe zagłodzono na śmierć, a Najwyższy Sąd w Indianie usankcjonował jego decyzję.
Prawo federalne nie zezwala wspomaganym finansowo przez rząd szpitalom na decydowanie, iż niemowlęta z zespołem Downa nie są warte leczenia, a tym bardziej podejmowania decyzji, by zagłodzić je na śmierć. Zgodnie z tym, nakazałem Ministerstwu Sprawiedliwości i Ministerstwu Zdrowia i Pomocy Społecznej zastosowanie postanowień prawa cywilnego do ochrony upośledzonych noworodków. Wszystkie szpitale otrzymujące fundusze federalne muszą umieścić tablice wyraźnie informujące, że zaprzestanie karmienia upośledzonych dzieci jest zabronione przez prawo federalne. Zasadniczą sprawą jest to, czy cenić i chronić życie upośledzonych, czy uznać świętość życia ludzkiego. Ta sama podstawowa kwestia dotyczy także aborcji.
Przesłuchania w Senacie w roku 1981 na temat początków ludzkiego życia uwydatniły istotę sprawy wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej. Wielu świadków ze świata nauki i medycyny nie było zgodnych w wielu sprawach, ale nie na temat naukowych dowodów tego, że nienarodzone dziecko jest żywe, jest odrębną osobą czy też, że należy do rodzaju ludzkiego. Nie zgadzali się w sprawie wartości, odnośnie do tego, czy uznać wartość ludzkiego życia w jego wczesnej, najsłabszej i najbardziej bezradnej fazie istnienia.
Niestety, żyjemy w czasach, kiedy niektórzy nie cenią każdego ludzkiego życia. Chcą dowolnie wybierać, które osoby mają wartość. Niektórzy mówią, że jedynie jednostki posiadające “świadomość siebie” są istotami ludzkimi. Jeden z pisarzy, postępując zgodnie z tą logiką, stwierdził, że “chociaż może wydawać się to szokujące, nowonarodzone dziecko nie jest istotą ludzką”.
Naukowiec, który zdobył Nagrodę Nobla, zasugerował, że jeśli upośledzone dziecko “nie zostanie uznane za w pełni ludzką istotę przez pierwsze trzy dni po urodzeniu, to wszyscy rodzice mieliby prawo wyboru”. Innymi słowy: “kontrola jakości”, by zobaczyć, czy nowonarodzone istoty ludzkie przeznaczyć na ścięcie.
Najwyraźniej, niektórzy wpływowi ludzie nie chcą przyznać, że każde ludzkie życie posiada wrodzoną, świętą wartość. Twierdzą, że członek ludzkiej rodziny musi posiadać pewne właściwości, zanim zgodzą się przyznać mu status “istoty ludzkiej”.
Wydarzenia zrodziły artykuł redakcyjny w kalifornijskim czasopiśmie medycznym, który wyjaśniał trzy lata przed sprawą Roe v. Wade, że społeczna akceptacja aborcji jest “urąganiem odwiecznym zasadom zachodniej etyki uznającej wrodzoną i jednakową wartość każdego ludzkiego życia, bez względu na [jego] stadium, stan czy status”.
Każdy prawodawca, każdy lekarz i obywatel musi zdać sobie sprawę, że istotą sprawy jest to, czy potwierdzić i chronić świętość każdego ludzkiego życia, czy też taką etykę społeczną, gdzie życie niektórych ludzi jest cenione, podczas gdy innych nie. Jako naród musimy wybrać pomiędzy etyką świętości ludzkiego życia a etyką “jakości życia”.
Nie mam trudności z identyfikacją odpowiedzi, jakiej nasz naród zawsze udzielał na to podstawowe pytanie i odpowiedzi, jaką mam nadzieję i o którą modlę się, udzieli w przyszłości. Ameryka została ustanowiona przez kobiety i mężczyzn, którzy podzielali wizję wartości każdej indywidualnej osoby. Wyrazili tę wizję wyraźnie od samego początku w Deklaracji Niepodległości, używając słów, które może wyrecytować każdy uczeń i uczennica. [cyt. za: Teksty źródłowe do nauki historii, nr 24, opr. K. Lapter, Warszawa 1960, s. 16-19] Uważamy za niezbite i oczywiste prawdy: że ludzie stworzeni zostali równymi sobie; że Stwórca udzielił im pewnych praw niezbywalnych, w rzędzie których na pierwszym miejscu postawić należy prawo do życia, do wolności i do poszukiwania szczęścia.
Prowadziliśmy straszną wojnę, aby zagwarantować, że jedna kategoria ludzi – ludzie o czarnym kolorze skóry w Ameryce – nie zostanie pozbawiona niezbywalnych praw, którymi obdarzył ich Stwórca. Wielki czempion świętości każdego ludzkiego życia w tamtych czasach, Abraham Lincoln, dał nam swoją ocenę celu Deklaracji [Niepodległości]. Mówiąc o twórcach tego szlachetnego dokumentu powiedział: Była to ich majestatyczna interpretacja ekonomii wszechświata. Było to ich wzniosłe, mądre i szlachetne zrozumienie sprawiedliwości Stwórcy dla swego stworzenia. Tak, panowie, dla wszystkich Jego stworzeń, dla całej wielkiej rodziny ludzkiej. W swojej oświeconej wierze, nic z odciśniętym piętnem boskiego obrazu i podobieństwa nie zostało posłane na świat, aby zostać zdeptanym… objęli oni nie tylko całą rasę ludzi ówcześnie żyjących, ale sięgnęli naprzód i dotarli do najdalszych potomków. Wznieśli latarnię, aby prowadziła ich dzieci i dzieci ich dzieci, i niezliczone miriady, które miały zaludnić ziemię w innych wiekach.
Ostrzegał także o niebezpieczeństwie, przed jakim staniemy, jeśli zamkniemy oczy na wartość ludzkiego życia jakiejkolwiek kategorii istot ludzkich: Chciałbym wiedzieć, czy branie tej starej Deklaracji Niepodległości, która ogłasza, że wszyscy ludzie są równymi ze względów zasadniczych i robienie wyjątków do tego skończy się na czymś. Jeśli jeden człowiek może powiedzieć, że nie oznacza to Murzyna, to czemu ktoś inny nie może powiedzieć, że nie oznacza to jakiegoś innego człowieka?
Kiedy kongresman John A. Bingham z Ohio naszkicował Czternastą Poprawkę [do Konstytucji], by gwarantowała prawo do życia, wolności i własności prywatnej dla wszystkich ludzi, to wyjaśnił, że wszystkim “przysługuje ochrona amerykańskiego prawa, ponieważ boski duch równości oświadcza, że wszyscy ludzie są stworzeni równymi”. Powiedział, że prawa gwarantowane przez [XIV] Poprawkę będą więc dotyczyły “każdej istoty ludzkiej”. Sędzia William Brennan, pisząc w innej sprawie rozpatrywanej jedynie na rok przed Roe v. Wade, odniósł się do naszego społeczeństwa jako tego, które “zdecydowanie zapewnia świętość [ludzkiego] życia”.
Inny William Brennan – nie sędzia – przypomniał nam o strasznych konsekwencjach, które mogą być następstwem odrzucenia przez naród etyki świętości życia [ludzkiego]: Warunki kulturalne sprzyjające ludzkiemu holocaustowi występują zawsze wtedy, kiedy jakiekolwiek społeczeństwo zostanie wprowadzone w błąd i uzna [niektóre] jednostki za mniej niż ludzkie i z tego powodu pozbawione wartości i szacunku.
Dzisiaj jako naród nie odrzuciliśmy świętości ludzkiego życia. Amerykanie nie mieli możliwości wyrażenia swojego poglądu odnośnie do świętości ludzkiego życia w nienarodzonych. Jestem przekonany, że Amerykanie nie chcą bawić się w Boga z wartością ludzkiego życia. Nie do nas należy decydowanie, kto jest wart tego, aby żyć, a kto nie. Nawet opinia Sądu Najwyższego w [sprawie] Roe v. Wade nie odrzuciła wyraźnie tradycyjnego amerykańskiego poglądu o wrodzonej wartości i cenie każdego ludzkiego życia; po prostu uniknięto [podjęcia] tej kwestii.
Kongres ma przed sobą kilka możliwości, które mogą pozwolić naszym obywatelom potwierdzić świętość ludzkiego życia, nawet w tych najmniejszych i najmłodszych, i najbardziej bezbronnych. „Ustawa o ludzkim życiu” wyraźnie uznaje nienarodzone [dzieci] za istoty ludzkie i odpowiednio chroni je jako osoby objęte przez Konstytucję. Ta ustawa, przedstawiona po raz pierwszy przez senatora Jesse Helmsa, dostarczyła środków na to, by Senat rozpoczął przesłuchania w roku 1981, które tak bardzo pomogły nam w zrozumieniu prawdy w kwestii aborcji.
“Ustawa o szacunku dla ludzkiego życia”, właśnie przedstawiona w 98 Kongresie, mówi w swojej pierwszej części, że politycznym celem Stanów Zjednoczonych jest “ochrona niewinnego życia, zarówno przed, jak i po urodzeniu”. Ta ustawa sponsorowana przez Kongresmana Henry’ego Hyde i senatora Rogera Jepsena, zabrania rządowi federalnemu dokonywania aborcji czy pomagania tym, którzy to robią, poza wyjątkiem ratowania życia matki. Porusza również naglącą kwestię zabijania niemowląt, która, jak widzieliśmy, wynika nieuchronnie z zezwolenia na aborcję, jako następny krok w odrzuceniu nienaruszalności niewinnego ludzkiego życia.
Poparłem każdy z tych wysiłków, jak również znacznie trudniejszą drogę poprawki konstytucyjnej i udzielę tym inicjatywom mojego pełnego poparcia. Każda z nich, w inny sposób, usiłuje odwrócić tragiczny kierunek polityki aborcji na żądanie narzucony nam przez Sąd Najwyższy dziesięć lat temu. Każda z nich jest zdecydowanym sposobem na potwierdzenie świętości ludzkiego życia.
Wszyscy musimy dokształcać się na temat rzeczywistości horroru, jaki ma miejsce. Lekarze wiedzą dzisiaj, że nienarodzone dzieci wyczuwają dotyk w łonie i reagują na ból. Ilu jednak Amerykanów zdaje sobie sprawę z tego, że pozwolono na procedury aborcyjne we wszystkich 50 stanach, w których spala się skórę dziecka roztworem soli doprowadzając do agonii mogącej trwać przez wiele godzin?
Inny przykład: dwa lata temu, Inquirer [gazeta] w Filadelfii wydał niedzielny dodatek zatytułowany “Przeraźliwa komplikacja”. Przeraźliwą komplikacją, o jakiej mówi ten artykuł – komplikacją, jakiej obawiają się lekarze dokonujący aborcji – jest przeżycie dziecka pomimo wszystkich bolesnych ataków podczas procedury aborcyjnej. Niektóre nienarodzone dzieci przeżywają aborcje (dokonywane w późniejszym okresie ciąży), a które zalegalizował Sąd Najwyższy. Czy można mieć jakiekolwiek wątpliwości, że te ofiary aborcji zasługują na naszą uwagę i ochronę? Czy mogą być jakiekolwiek wątpliwości, że te, które nie przeżyły, były żywymi ludźmi, zanim zostały zabite?
Te późne aborcje, szczególnie wtedy, kiedy dziecko przeżyje, a następnie zostaje zagłodzone lub zabite przez zaniedbanie czy uduszenie, ukazują jeszcze raz związek pomiędzy aborcją a dzieciobójstwem. Czas, aby to wszystko powstrzymać, jest teraz. Podczas gdy moja administracja będzie powstrzymywać zabijanie niemowląt, w pełni zdamy sobie sprawę z prawdziwej kwestii, jaka tkwi u podstaw zabijania dzieci przed i po urodzeniu.
Na szczęście, nasze społeczeństwo stało się wyczulone na prawa i szczególne potrzeby ludzi upośledzonych, ale szokuje mnie to, że fizyczne czy umysłowe upośledzenie niemowląt jest jeszcze używane do usprawiedliwienia ich zagłady. Ministrem zdrowia w tym rządzie jest dr C. Everett Koop, który być może uczynił więcej niż jakikolwiek inny Amerykanin dla upośledzonych dzieci, przez stosowanie pionierskich technik chirurgicznych, by im pomóc, przez mówienie o wartości ich życia i przez pracę z nimi w kontekście kochających rodzin. Nie znajdziemy wśród jego pacjentów nikogo, kto propaguje tak zwaną etykę “jakości życia”.
Wiem, że kiedy prawdziwa kwestia dzieciobójstwa zostanie przedstawiona amerykańskim obywatelom, ze wszystkimi faktami ogłoszonymi otwarcie, to nie będziemy mieli kłopotu w podjęciu decyzji, że fizycznie czy umysłowo upośledzone dziecko ma tę samą wrodzoną wartość i prawo do życia, jak reszta z nas. Dwie dekady temu Najwyższy Sąd w stanie New Jersey powiedział w orzeczeniu podtrzymującym świętość ludzkiego życia, że: “dziecko nie musi być doskonałe, aby mieć wartościowe życie”.
Czy mówimy o bólu odczuwanym przez cierpiące nienarodzone dzieci, czy o aborcjach w trzecim trymestrze, czy o zabijaniu niemowląt, to nieuchronnie koncentrujemy się na człowieczeństwie nienarodzonego dziecka. Każda z tych kwestii może potencjalnie stać się punktem zbornym dla [sił walczących o] etykę świętości życia. Kiedy jako naród skoncentrujemy się na którejkolwiek z tych kwestii, by zapewnić i chronić świętość życia [ludzkiego], to dostrzeżemy, jak ważne jest zapewnienie tej zasady zawsze i wszędzie.
Malcolm Muggeridge, pisarz angielski, sięga sedna sprawy, mówiąc: “Albo życie [ludzkie] jest zawsze i w każdych okolicznościach święte, albo istotnie bez wartości; niewyobrażalne jest bowiem to, by w pewnych okolicznościach było jednym, a w innych drugim”. Świętość niewinnego ludzkiego życia jest zasadą, którą Kongres powinien głosić i potwierdzać przy każdej okazji.
Możliwe jest to, że Sąd Najwyższy sam zmieni swoje orzecznictwo odnośnie do aborcji. Musimy jedynie przypomnieć sobie sprawę “Brown v. Board of Education”, w której sąd zmienił swoją wcześniejszą decyzję „oddzielny-ale równy”. Wierzę, że gdyby Sąd Najwyższy przyjrzał się ponownie sprawie Roe v. Wade i rozważył rzeczywistą kwestię odnośnie do etyki świętości życia a etyki jakości życia, to ponownie zmieniłby swoje stanowisko.
Kontynuując naszą pracę, by obalić Roe v. Wade, musimy również w dalszym ciągu pamiętać o budowaniu fundamentów pod społeczeństwo, w którym aborcja nie będzie akceptowana jako odpowiedź na niechcianą ciążę. Ludzie stojący po stronie życia podjęli już bohaterskie wysiłki, często kosztem ogromnych osobistych wyrzeczeń, by pomóc samotnym matkom. Niedawno mówiłem o młodej kobiecie o imieniu Wiktoria, która powiedziała: “W tym naszym społeczeństwie ratujemy wieloryby, chronimy wilki amerykańskie, ocalamy orły bieliki i zbieramy puszki Coca-Coli. A jednak każdy chciał, abym wyrzuciła moje dziecko”. Pomogła jej organizacja pod nazwą Save-a-Life w Dallas, która umożliwia samotnym matkom zachowanie ludzkiego życia w ich wnętrzu, a które w innych okolicznościach skłonne byłyby uciec się do aborcji. Myślę także o Domu Jego Stworzenia w Catesville w Pensylwani, gdzie kochające małżeństwo przyjęło prawie 200 młodych kobiet w ciągu ostatnich 10 lat. Przekonali się w praktyce, że dziewczęta nie mają się lepiej, dokonując aborcji, natomiast czują się lepiej, ratując swoje dzieci. Przypomniano mi także wybitną rodzinę Rossowów z Ellington w Connecticut, która otworzyła swoje serca i swój dom dla dziewięciorga upośledzonych dzieci, które adoptowali lub przyjęli jako rodzina zastępcza.
“Program życia rodzinnego dla młodocianych”, przyjęty przez Kongres na prośbę senatora Jeremiaha Dentona otworzył nowe możliwości dla samotnych matek do przekazania życia swoim dzieciom. Nie możemy spocząć, dopóki całe nasze społeczeństwo nie powtórzy za Johnem Powellem słowa dedykacji z jego książki pod tytułem: “Aborcja: cichy Holocaust”, dedykacji dla każdej kobiety w ciąży z niechcianym dzieckiem: “Proszę uwierz, że nie jesteś sama. Wielu z nas naprawdę cię kocha, chce stanąć u twego boku i chce ci pomoc tak bardzo, jak tylko możemy”. Możemy powtórzyć za zawsze praktyczną kobietą wiary, Matką Teresą, kiedy mówi: “Jeśli nie chcesz tego małego dziecka, tego nienarodzonego dziecka, daj je mnie”. W Ameryce mamy tak wiele rodzin pragnących adoptować dzieci, a slogan “każde dziecko chcianym dzieckiem” jest teraz pustym frazesem i najpłytszym ze wszystkich powodów, by tolerować aborcję.
Często mówiłem, że musimy zjednoczyć się w modlitwie o ochronę nienarodzonych. Modlitwa i działanie niezbędne są do zachowania i podtrzymania świętości ludzkiego życia. Wierzę, że doprowadzenie naszego dzieła do końca, dzieła ratowania życia, nie będzie możliwe “bez bycia człowiekiem [duszą] modlitwy”. Słynny brytyjski parlamentarzysta, William Wilberforce, modlił się przez całe dziesięciolecia ze swoją małą grupą wpływowych przyjaciół, “Claphan Sect”, o zakończenie niewolnictwa w Imperium Brytyjskim. Wilberforce niezmordowanie kierował tą walką w Parlamencie ponieważ wierzył w świętość ludzkiego życia. Ujrzał spełnienie swojego “niemożliwego [do spełnienia] marzenia”, kiedy Parlament zdelegalizował niewolnictwo tuż przed jego śmiercią.
Niech jego wiara i wytrwałość będzie naszym przewodnikiem. Nigdy nie zdamy sobie sprawy z prawdziwej wartości naszego własnego życia, dopóki nie uznamy tej wartości w życiu innych, wartości, o której Malcolm Muggeridge mówi: ”... jakkolwiek słabo migocze czy też gwałtownie płonie, jest ciągle boskim płomieniem, którego żaden człowiek nie śmie pozwolić sobie zgasić, bez względu na jakąkolwiek humanitarność i oświecenie swoich motywów”.
Abraham Lincoln zdawał sobie sprawę, że nie możemy przetrwać jako kraj ludzi wolnych, jeśli niektórzy ludzie mogliby decydować o tym, że inni nie zasługują na to, by być wolnymi i dlatego powinni być niewolnikami. Podobnie i my nie możemy zachować naszej narodowej wolności, kiedy niektórzy ludzie mogą zdecydować, że inni nie zasługują na to, by żyć i powinni zostać porzuceni [w szpony] aborcji i dzieciobójstwa. Mój rząd poświęcony jest zachowaniu wolności w Ameryce i nie ma ważniejszego powodu dla zachowania tej wolności niż potwierdzenie transcendentnego prawa do życia wszystkich ludzi, prawa, bez którego inne prawa nie mają znaczenia.
Ronald Reagan tłum. Richard A. Czekaj
Powyższy artykuł ukazał się w Magazynie Chrześcijańskim „Cel”, nr 9, lato 2007
A tak na temat aborcji, dziesięć lat później, wypowiadał się czterdziesty prezydent Stanów Zjednoczonych – Ronald Reagan – w eseju „Aborcja, a sumienie narodu”:
Dziesiąta rocznica decyzji Sądu Najwyższego w sprawie Roe v. Wade jest dobrą porą, abyśmy przystanęli i zastanowili się. Nasze narodowe prawo do aborcji na żądanie przez całe dziewięć miesięcy ciąży nie było przegłosowane przez obywateli ani nie zostało ustanowione przez naszych prawodawców – żaden stan nie miał tak nieograniczonej aborcji, dopóki Sąd Najwyższy nie uczynił z niej narodowego prawa w roku 1973. Jednak konsekwencje tej sądowej decyzji są teraz oczywiste: od roku 1973 ponad 15 milionów nienarodzonych dzieci pozbawiono życia przez zalegalizowane aborcje. To dziesięciokrotnie więcej Amerykanów, niż zginęło ich we wszystkich wojnach, jakie toczył nasz naród.
Nie popełnijmy błędu, aborcja na żądanie nie jest prawem ustanowionym przez Konstytucję. Żaden poważny naukowiec, wliczając tych, którzy skłonni są zgadzać się z wnioskami sądu, nie twierdzi, że twórcy Konstytucji zamierzali stworzyć takie prawo. Wkrótce po decyzji Roe v. Wade, profesor John Hart Ely, obecnie Dziekan Wydziału Prawa na Uniwersytecie Stanford, napisał, że opinia “nie jest prawem konstytucyjnym i prawie nie stwarza poczucia obowiązku, by próbować nią być”. Jasne słowa Konstytucji nigdzie nawet nie sugerują “prawa” równie radykalnego jak to pozwalające na aborcję aż do momentu narodzenia dziecka. A jednak tak zarządził sąd.
Przez zwykłe postanowienie i użycie “bezwzględnej siły sądu” (używając dosadnego określenia sędziego White’a) decyzja siedmioosobowej większości w sprawie Roe v. Wade jak dotąd utrzymuje się w mocy. Jednak decyzja sądu w żaden sposób nie rozstrzygnęła debaty. Wręcz przeciwnie, Roe v.Wade stało się ościeniem nieustannie poruszającym sumienie narodu. Aborcja dotyczy nie tylko nienarodzonego dziecka, dotyczy każdego z nas. Angielski poeta, John Donne napisał: ”...śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, ponieważ jestem [aktywnie] częścią ludzkości; dlatego też nie posyłaj, by się dowiedzieć komu bije dzwon, bije dla ciebie”.
Nie możemy umniejszać wartości jednej kategorii ludzkiego życia – nienarodzonych – bez umniejszania wartości każdego ludzkiego życia. Widzieliśmy tragiczne dowody tego truizmu w ubiegłym roku, kiedy sądy w Indianie zezwoliły na śmierć przez zagłodzenie „Dziecka Doe” w Bloomington, ponieważ dziecko miało zespół Downa.
Wielu naszych współobywateli smuci się z powodu utraty życia, które stało się następstwem Roe v. Wade. Margaret Heckler, wkrótce po otrzymaniu nominacji na szefa największego ministerstwa w naszym rządzie, Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej, powiedziała publicznie, iż wierzy, że aborcja jest największym problemem moralnym, przed jakim stoi obecnie nasz kraj. Wielebna Matka Teresa, która pracuje na ulicach Kalkuty, służąc umierającym ludziom w swojej słynnej na całym świecie misji miłości, powiedziała, że: “największym nieszczęściem naszych czasów jest powszechna aborcja dzieci”.
Przez pierwsze dwa lata mojego administrowania [krajem] blisko śledziłem i pomagałem wysiłkom w Kongresie, by odwrócić falę aborcji – wysiłkom kongresmanów, senatorów i obywateli odpowiadających na niecierpiący zwłoki kryzys moralny. Ku memu wielkiemu ubolewaniu dostrzegłem także zmasowane wysiłki tych, którzy pod sztandarem “wolności wyboru” zablokowali, jak do tej pory, wszelkie starania, by zapobiec powszechnej w całym kraju aborcji na żądanie.
Pomimo ogromnych przeszkód stojących przed nami, nie wolno nam się załamywać. To nie pierwszy raz nasz kraj został podzielony przez decyzję Sądu Najwyższego, który odmówił i nie uznał wartości życia niektórych ludzi. Decyzja Dred Scott z 1857 roku nie została zmieniona w ciągu jednego dnia, roku czy nawet dekady. Na początku niewielka mniejszość Amerykanów zdała sobie sprawę i ubolewała nad moralnym kryzysem spowodowanym nieuznaniem pełnego człowieczeństwa naszych czarnych braci i sióstr; jednak ta mniejszość wytrwała w swoim dążeniu do celu i ostatecznie zwyciężyła. Dokonali tego, apelując do serc i umysłów swoich współobywateli, do prawdy o ludzkiej godności wobec Boga. Dzięki ich przykładowi wiemy, że szacunek dla świętości ludzkiego życia jest zbyt głęboko wyryty w sercach naszych ludzi, by zostać na zawsze przytłumiony. Ogromna większość Amerykanów nie wyraziła jeszcze swojego zdania i nie możemy oczekiwać, że to uczynią – bardziej niż zerwało się publiczne oburzenie wobec niewolnictwa – dopóki sprawa [aborcji] nie zostanie jasno ujęta i przedstawiona.
O co więc tak naprawdę chodzi? Często powtarzałem, że kiedy mówimy o aborcji, to mówimy o dwóch życiach – życiu matki i życiu nienarodzonego dziecka. Inaczej, dlaczego nazywalibyśmy kobietę w ciąży matką? Mówiłem także, że każdy, kto nie jest pewien, że mamy do czynienia z drugim ludzkim życiem, powinien wyraźnie przechylić szalę na korzyść życia. Jeśli nie wiesz, czy ktoś jeszcze żyje, czy już umarł, to nigdy go nie pochowasz. Myślę, że tylko ten aspekt powinien wystarczyć nam wszystkim, by żądać i dążyć do ochrony nienarodzonych.
Argumenty przeciwko aborcji nie kończą się jedynie na tym, ponieważ praktyka medyczna potwierdza na każdym kroku słuszność tych moralnych przekonań. Nowoczesna medycyna traktuje nienarodzone dziecko jako pacjenta. Pionierzy w dziedzinie medycyny dokonali ogromnego przełomu w leczeniu problemów genetycznych, niedoboru witamin, nieregularnego rytmu serca i innych stanów medycznych u nienarodzonych. Któż może zapomnieć opisaną przez George’a Willsa poruszającą historię małego chłopca, który przeszedł sześć operacji mózgu w ciągu dziewięciu tygodni jeszcze przed swoim narodzeniem? Czyż pacjentem nie jest ta drobniutka nienarodzona istota ludzka, odczuwająca ból, kiedy zbliża się do niej lekarz, aby ją zabić, a nie leczyć?
Prawdziwym pytaniem dzisiaj nie jest to, kiedy zaczyna się ludzkie życie, ale ile jest ono warte? Aborcjonista, który układa ramiona i nóżki malutkiego dziecka, aby upewnić się, że wszystkie jego części zostały usunięte z łona matki, nie może wątpić, że jest to istota ludzka. Prawdziwym pytaniem dla niego i dla nas wszystkich jest to, czy to malutkie ludzkie życie ma dane [mu] od Boga prawo do legalnej ochrony, które wszyscy posiadamy.
Czyż dramatycznym potwierdzeniem prawdziwej istoty sprawy nie jest sprawa Baby Doe z Bloomignton w Indianie? Śmierć tego malutkiego niemowlaka rozdarła serca wszystkich Amerykanów, ponieważ dziecko było niezaprzeczalnie człowiekiem – leżącym bezbronnie przed oczami lekarzy i całego narodu. Rzeczywistym pytaniem dla sądu nie było to, czy Baby Doe jest istotą ludzką. Rzeczywistym pytaniem było to, czy chronić życie człowieka, który ma zespół Downa i który prawdopodobnie byłby upośledzony umysłowo, ale który potrzebował rutynowej operacji chirurgicznej, by odblokować przełyk i umożliwić mu spożywanie pokarmu. Lekarz, zeznając przed sądem, stwierdził, że nawet po rozwiązaniu fizycznego problemu dziecka, Baby Doe nie będzie miało “istniejącej” możliwości na “w minimalnym stopniu adekwatną jakość życia” – innymi słowy, ta retardacja stała się równorzędna z przestępstwem zasługującym na karę śmierci. Sędzia pozwolił, aby Baby Doe zagłodzono na śmierć, a Najwyższy Sąd w Indianie usankcjonował jego decyzję.
Prawo federalne nie zezwala wspomaganym finansowo przez rząd szpitalom na decydowanie, iż niemowlęta z zespołem Downa nie są warte leczenia, a tym bardziej podejmowania decyzji, by zagłodzić je na śmierć. Zgodnie z tym, nakazałem Ministerstwu Sprawiedliwości i Ministerstwu Zdrowia i Pomocy Społecznej zastosowanie postanowień prawa cywilnego do ochrony upośledzonych noworodków. Wszystkie szpitale otrzymujące fundusze federalne muszą umieścić tablice wyraźnie informujące, że zaprzestanie karmienia upośledzonych dzieci jest zabronione przez prawo federalne. Zasadniczą sprawą jest to, czy cenić i chronić życie upośledzonych, czy uznać świętość życia ludzkiego. Ta sama podstawowa kwestia dotyczy także aborcji.
Przesłuchania w Senacie w roku 1981 na temat początków ludzkiego życia uwydatniły istotę sprawy wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej. Wielu świadków ze świata nauki i medycyny nie było zgodnych w wielu sprawach, ale nie na temat naukowych dowodów tego, że nienarodzone dziecko jest żywe, jest odrębną osobą czy też, że należy do rodzaju ludzkiego. Nie zgadzali się w sprawie wartości, odnośnie do tego, czy uznać wartość ludzkiego życia w jego wczesnej, najsłabszej i najbardziej bezradnej fazie istnienia.
Niestety, żyjemy w czasach, kiedy niektórzy nie cenią każdego ludzkiego życia. Chcą dowolnie wybierać, które osoby mają wartość. Niektórzy mówią, że jedynie jednostki posiadające “świadomość siebie” są istotami ludzkimi. Jeden z pisarzy, postępując zgodnie z tą logiką, stwierdził, że “chociaż może wydawać się to szokujące, nowonarodzone dziecko nie jest istotą ludzką”.
Naukowiec, który zdobył Nagrodę Nobla, zasugerował, że jeśli upośledzone dziecko “nie zostanie uznane za w pełni ludzką istotę przez pierwsze trzy dni po urodzeniu, to wszyscy rodzice mieliby prawo wyboru”. Innymi słowy: “kontrola jakości”, by zobaczyć, czy nowonarodzone istoty ludzkie przeznaczyć na ścięcie.
Najwyraźniej, niektórzy wpływowi ludzie nie chcą przyznać, że każde ludzkie życie posiada wrodzoną, świętą wartość. Twierdzą, że członek ludzkiej rodziny musi posiadać pewne właściwości, zanim zgodzą się przyznać mu status “istoty ludzkiej”.
Wydarzenia zrodziły artykuł redakcyjny w kalifornijskim czasopiśmie medycznym, który wyjaśniał trzy lata przed sprawą Roe v. Wade, że społeczna akceptacja aborcji jest “urąganiem odwiecznym zasadom zachodniej etyki uznającej wrodzoną i jednakową wartość każdego ludzkiego życia, bez względu na [jego] stadium, stan czy status”.
Każdy prawodawca, każdy lekarz i obywatel musi zdać sobie sprawę, że istotą sprawy jest to, czy potwierdzić i chronić świętość każdego ludzkiego życia, czy też taką etykę społeczną, gdzie życie niektórych ludzi jest cenione, podczas gdy innych nie. Jako naród musimy wybrać pomiędzy etyką świętości ludzkiego życia a etyką “jakości życia”.
Nie mam trudności z identyfikacją odpowiedzi, jakiej nasz naród zawsze udzielał na to podstawowe pytanie i odpowiedzi, jaką mam nadzieję i o którą modlę się, udzieli w przyszłości. Ameryka została ustanowiona przez kobiety i mężczyzn, którzy podzielali wizję wartości każdej indywidualnej osoby. Wyrazili tę wizję wyraźnie od samego początku w Deklaracji Niepodległości, używając słów, które może wyrecytować każdy uczeń i uczennica. [cyt. za: Teksty źródłowe do nauki historii, nr 24, opr. K. Lapter, Warszawa 1960, s. 16-19] Uważamy za niezbite i oczywiste prawdy: że ludzie stworzeni zostali równymi sobie; że Stwórca udzielił im pewnych praw niezbywalnych, w rzędzie których na pierwszym miejscu postawić należy prawo do życia, do wolności i do poszukiwania szczęścia.
Prowadziliśmy straszną wojnę, aby zagwarantować, że jedna kategoria ludzi – ludzie o czarnym kolorze skóry w Ameryce – nie zostanie pozbawiona niezbywalnych praw, którymi obdarzył ich Stwórca. Wielki czempion świętości każdego ludzkiego życia w tamtych czasach, Abraham Lincoln, dał nam swoją ocenę celu Deklaracji [Niepodległości]. Mówiąc o twórcach tego szlachetnego dokumentu powiedział: Była to ich majestatyczna interpretacja ekonomii wszechświata. Było to ich wzniosłe, mądre i szlachetne zrozumienie sprawiedliwości Stwórcy dla swego stworzenia. Tak, panowie, dla wszystkich Jego stworzeń, dla całej wielkiej rodziny ludzkiej. W swojej oświeconej wierze, nic z odciśniętym piętnem boskiego obrazu i podobieństwa nie zostało posłane na świat, aby zostać zdeptanym… objęli oni nie tylko całą rasę ludzi ówcześnie żyjących, ale sięgnęli naprzód i dotarli do najdalszych potomków. Wznieśli latarnię, aby prowadziła ich dzieci i dzieci ich dzieci, i niezliczone miriady, które miały zaludnić ziemię w innych wiekach.
Ostrzegał także o niebezpieczeństwie, przed jakim staniemy, jeśli zamkniemy oczy na wartość ludzkiego życia jakiejkolwiek kategorii istot ludzkich: Chciałbym wiedzieć, czy branie tej starej Deklaracji Niepodległości, która ogłasza, że wszyscy ludzie są równymi ze względów zasadniczych i robienie wyjątków do tego skończy się na czymś. Jeśli jeden człowiek może powiedzieć, że nie oznacza to Murzyna, to czemu ktoś inny nie może powiedzieć, że nie oznacza to jakiegoś innego człowieka?
Kiedy kongresman John A. Bingham z Ohio naszkicował Czternastą Poprawkę [do Konstytucji], by gwarantowała prawo do życia, wolności i własności prywatnej dla wszystkich ludzi, to wyjaśnił, że wszystkim “przysługuje ochrona amerykańskiego prawa, ponieważ boski duch równości oświadcza, że wszyscy ludzie są stworzeni równymi”. Powiedział, że prawa gwarantowane przez [XIV] Poprawkę będą więc dotyczyły “każdej istoty ludzkiej”. Sędzia William Brennan, pisząc w innej sprawie rozpatrywanej jedynie na rok przed Roe v. Wade, odniósł się do naszego społeczeństwa jako tego, które “zdecydowanie zapewnia świętość [ludzkiego] życia”.
Inny William Brennan – nie sędzia – przypomniał nam o strasznych konsekwencjach, które mogą być następstwem odrzucenia przez naród etyki świętości życia [ludzkiego]: Warunki kulturalne sprzyjające ludzkiemu holocaustowi występują zawsze wtedy, kiedy jakiekolwiek społeczeństwo zostanie wprowadzone w błąd i uzna [niektóre] jednostki za mniej niż ludzkie i z tego powodu pozbawione wartości i szacunku.
Dzisiaj jako naród nie odrzuciliśmy świętości ludzkiego życia. Amerykanie nie mieli możliwości wyrażenia swojego poglądu odnośnie do świętości ludzkiego życia w nienarodzonych. Jestem przekonany, że Amerykanie nie chcą bawić się w Boga z wartością ludzkiego życia. Nie do nas należy decydowanie, kto jest wart tego, aby żyć, a kto nie. Nawet opinia Sądu Najwyższego w [sprawie] Roe v. Wade nie odrzuciła wyraźnie tradycyjnego amerykańskiego poglądu o wrodzonej wartości i cenie każdego ludzkiego życia; po prostu uniknięto [podjęcia] tej kwestii.
Kongres ma przed sobą kilka możliwości, które mogą pozwolić naszym obywatelom potwierdzić świętość ludzkiego życia, nawet w tych najmniejszych i najmłodszych, i najbardziej bezbronnych. „Ustawa o ludzkim życiu” wyraźnie uznaje nienarodzone [dzieci] za istoty ludzkie i odpowiednio chroni je jako osoby objęte przez Konstytucję. Ta ustawa, przedstawiona po raz pierwszy przez senatora Jesse Helmsa, dostarczyła środków na to, by Senat rozpoczął przesłuchania w roku 1981, które tak bardzo pomogły nam w zrozumieniu prawdy w kwestii aborcji.
“Ustawa o szacunku dla ludzkiego życia”, właśnie przedstawiona w 98 Kongresie, mówi w swojej pierwszej części, że politycznym celem Stanów Zjednoczonych jest “ochrona niewinnego życia, zarówno przed, jak i po urodzeniu”. Ta ustawa sponsorowana przez Kongresmana Henry’ego Hyde i senatora Rogera Jepsena, zabrania rządowi federalnemu dokonywania aborcji czy pomagania tym, którzy to robią, poza wyjątkiem ratowania życia matki. Porusza również naglącą kwestię zabijania niemowląt, która, jak widzieliśmy, wynika nieuchronnie z zezwolenia na aborcję, jako następny krok w odrzuceniu nienaruszalności niewinnego ludzkiego życia.
Poparłem każdy z tych wysiłków, jak również znacznie trudniejszą drogę poprawki konstytucyjnej i udzielę tym inicjatywom mojego pełnego poparcia. Każda z nich, w inny sposób, usiłuje odwrócić tragiczny kierunek polityki aborcji na żądanie narzucony nam przez Sąd Najwyższy dziesięć lat temu. Każda z nich jest zdecydowanym sposobem na potwierdzenie świętości ludzkiego życia.
Wszyscy musimy dokształcać się na temat rzeczywistości horroru, jaki ma miejsce. Lekarze wiedzą dzisiaj, że nienarodzone dzieci wyczuwają dotyk w łonie i reagują na ból. Ilu jednak Amerykanów zdaje sobie sprawę z tego, że pozwolono na procedury aborcyjne we wszystkich 50 stanach, w których spala się skórę dziecka roztworem soli doprowadzając do agonii mogącej trwać przez wiele godzin?
Inny przykład: dwa lata temu, Inquirer [gazeta] w Filadelfii wydał niedzielny dodatek zatytułowany “Przeraźliwa komplikacja”. Przeraźliwą komplikacją, o jakiej mówi ten artykuł – komplikacją, jakiej obawiają się lekarze dokonujący aborcji – jest przeżycie dziecka pomimo wszystkich bolesnych ataków podczas procedury aborcyjnej. Niektóre nienarodzone dzieci przeżywają aborcje (dokonywane w późniejszym okresie ciąży), a które zalegalizował Sąd Najwyższy. Czy można mieć jakiekolwiek wątpliwości, że te ofiary aborcji zasługują na naszą uwagę i ochronę? Czy mogą być jakiekolwiek wątpliwości, że te, które nie przeżyły, były żywymi ludźmi, zanim zostały zabite?
Te późne aborcje, szczególnie wtedy, kiedy dziecko przeżyje, a następnie zostaje zagłodzone lub zabite przez zaniedbanie czy uduszenie, ukazują jeszcze raz związek pomiędzy aborcją a dzieciobójstwem. Czas, aby to wszystko powstrzymać, jest teraz. Podczas gdy moja administracja będzie powstrzymywać zabijanie niemowląt, w pełni zdamy sobie sprawę z prawdziwej kwestii, jaka tkwi u podstaw zabijania dzieci przed i po urodzeniu.
Na szczęście, nasze społeczeństwo stało się wyczulone na prawa i szczególne potrzeby ludzi upośledzonych, ale szokuje mnie to, że fizyczne czy umysłowe upośledzenie niemowląt jest jeszcze używane do usprawiedliwienia ich zagłady. Ministrem zdrowia w tym rządzie jest dr C. Everett Koop, który być może uczynił więcej niż jakikolwiek inny Amerykanin dla upośledzonych dzieci, przez stosowanie pionierskich technik chirurgicznych, by im pomóc, przez mówienie o wartości ich życia i przez pracę z nimi w kontekście kochających rodzin. Nie znajdziemy wśród jego pacjentów nikogo, kto propaguje tak zwaną etykę “jakości życia”.
Wiem, że kiedy prawdziwa kwestia dzieciobójstwa zostanie przedstawiona amerykańskim obywatelom, ze wszystkimi faktami ogłoszonymi otwarcie, to nie będziemy mieli kłopotu w podjęciu decyzji, że fizycznie czy umysłowo upośledzone dziecko ma tę samą wrodzoną wartość i prawo do życia, jak reszta z nas. Dwie dekady temu Najwyższy Sąd w stanie New Jersey powiedział w orzeczeniu podtrzymującym świętość ludzkiego życia, że: “dziecko nie musi być doskonałe, aby mieć wartościowe życie”.
Czy mówimy o bólu odczuwanym przez cierpiące nienarodzone dzieci, czy o aborcjach w trzecim trymestrze, czy o zabijaniu niemowląt, to nieuchronnie koncentrujemy się na człowieczeństwie nienarodzonego dziecka. Każda z tych kwestii może potencjalnie stać się punktem zbornym dla [sił walczących o] etykę świętości życia. Kiedy jako naród skoncentrujemy się na którejkolwiek z tych kwestii, by zapewnić i chronić świętość życia [ludzkiego], to dostrzeżemy, jak ważne jest zapewnienie tej zasady zawsze i wszędzie.
Malcolm Muggeridge, pisarz angielski, sięga sedna sprawy, mówiąc: “Albo życie [ludzkie] jest zawsze i w każdych okolicznościach święte, albo istotnie bez wartości; niewyobrażalne jest bowiem to, by w pewnych okolicznościach było jednym, a w innych drugim”. Świętość niewinnego ludzkiego życia jest zasadą, którą Kongres powinien głosić i potwierdzać przy każdej okazji.
Możliwe jest to, że Sąd Najwyższy sam zmieni swoje orzecznictwo odnośnie do aborcji. Musimy jedynie przypomnieć sobie sprawę “Brown v. Board of Education”, w której sąd zmienił swoją wcześniejszą decyzję „oddzielny-ale równy”. Wierzę, że gdyby Sąd Najwyższy przyjrzał się ponownie sprawie Roe v. Wade i rozważył rzeczywistą kwestię odnośnie do etyki świętości życia a etyki jakości życia, to ponownie zmieniłby swoje stanowisko.
Kontynuując naszą pracę, by obalić Roe v. Wade, musimy również w dalszym ciągu pamiętać o budowaniu fundamentów pod społeczeństwo, w którym aborcja nie będzie akceptowana jako odpowiedź na niechcianą ciążę. Ludzie stojący po stronie życia podjęli już bohaterskie wysiłki, często kosztem ogromnych osobistych wyrzeczeń, by pomóc samotnym matkom. Niedawno mówiłem o młodej kobiecie o imieniu Wiktoria, która powiedziała: “W tym naszym społeczeństwie ratujemy wieloryby, chronimy wilki amerykańskie, ocalamy orły bieliki i zbieramy puszki Coca-Coli. A jednak każdy chciał, abym wyrzuciła moje dziecko”. Pomogła jej organizacja pod nazwą Save-a-Life w Dallas, która umożliwia samotnym matkom zachowanie ludzkiego życia w ich wnętrzu, a które w innych okolicznościach skłonne byłyby uciec się do aborcji. Myślę także o Domu Jego Stworzenia w Catesville w Pensylwani, gdzie kochające małżeństwo przyjęło prawie 200 młodych kobiet w ciągu ostatnich 10 lat. Przekonali się w praktyce, że dziewczęta nie mają się lepiej, dokonując aborcji, natomiast czują się lepiej, ratując swoje dzieci. Przypomniano mi także wybitną rodzinę Rossowów z Ellington w Connecticut, która otworzyła swoje serca i swój dom dla dziewięciorga upośledzonych dzieci, które adoptowali lub przyjęli jako rodzina zastępcza.
“Program życia rodzinnego dla młodocianych”, przyjęty przez Kongres na prośbę senatora Jeremiaha Dentona otworzył nowe możliwości dla samotnych matek do przekazania życia swoim dzieciom. Nie możemy spocząć, dopóki całe nasze społeczeństwo nie powtórzy za Johnem Powellem słowa dedykacji z jego książki pod tytułem: “Aborcja: cichy Holocaust”, dedykacji dla każdej kobiety w ciąży z niechcianym dzieckiem: “Proszę uwierz, że nie jesteś sama. Wielu z nas naprawdę cię kocha, chce stanąć u twego boku i chce ci pomoc tak bardzo, jak tylko możemy”. Możemy powtórzyć za zawsze praktyczną kobietą wiary, Matką Teresą, kiedy mówi: “Jeśli nie chcesz tego małego dziecka, tego nienarodzonego dziecka, daj je mnie”. W Ameryce mamy tak wiele rodzin pragnących adoptować dzieci, a slogan “każde dziecko chcianym dzieckiem” jest teraz pustym frazesem i najpłytszym ze wszystkich powodów, by tolerować aborcję.
Często mówiłem, że musimy zjednoczyć się w modlitwie o ochronę nienarodzonych. Modlitwa i działanie niezbędne są do zachowania i podtrzymania świętości ludzkiego życia. Wierzę, że doprowadzenie naszego dzieła do końca, dzieła ratowania życia, nie będzie możliwe “bez bycia człowiekiem [duszą] modlitwy”. Słynny brytyjski parlamentarzysta, William Wilberforce, modlił się przez całe dziesięciolecia ze swoją małą grupą wpływowych przyjaciół, “Claphan Sect”, o zakończenie niewolnictwa w Imperium Brytyjskim. Wilberforce niezmordowanie kierował tą walką w Parlamencie ponieważ wierzył w świętość ludzkiego życia. Ujrzał spełnienie swojego “niemożliwego [do spełnienia] marzenia”, kiedy Parlament zdelegalizował niewolnictwo tuż przed jego śmiercią.
Niech jego wiara i wytrwałość będzie naszym przewodnikiem. Nigdy nie zdamy sobie sprawy z prawdziwej wartości naszego własnego życia, dopóki nie uznamy tej wartości w życiu innych, wartości, o której Malcolm Muggeridge mówi: ”... jakkolwiek słabo migocze czy też gwałtownie płonie, jest ciągle boskim płomieniem, którego żaden człowiek nie śmie pozwolić sobie zgasić, bez względu na jakąkolwiek humanitarność i oświecenie swoich motywów”.
Abraham Lincoln zdawał sobie sprawę, że nie możemy przetrwać jako kraj ludzi wolnych, jeśli niektórzy ludzie mogliby decydować o tym, że inni nie zasługują na to, by być wolnymi i dlatego powinni być niewolnikami. Podobnie i my nie możemy zachować naszej narodowej wolności, kiedy niektórzy ludzie mogą zdecydować, że inni nie zasługują na to, by żyć i powinni zostać porzuceni [w szpony] aborcji i dzieciobójstwa. Mój rząd poświęcony jest zachowaniu wolności w Ameryce i nie ma ważniejszego powodu dla zachowania tej wolności niż potwierdzenie transcendentnego prawa do życia wszystkich ludzi, prawa, bez którego inne prawa nie mają znaczenia.
Ronald Reagan tłum. Richard A. Czekaj
Powyższy artykuł ukazał się w Magazynie Chrześcijańskim „Cel”, nr 9, lato 2007
Subskrybuj:
Posty (Atom)